Katolik w biznesie”. I Spotkanie Przedsiębiorców (Olsztyn, 28 października 2022 r.). Ad rem.

Autorzy:
Mariusz T. Korejwo
Izabela Skurzyńska

1.

Czym różni się katolik w biznesie od nie-katolika w biznesie ? Po co w ogóle mieszać sferę religii ze sferą zarobkowania ? Czy nie zdrowiej, rozsądniej, prościej rozdzielić obie te dziedziny, bo przecież można być katolikiem będąc przedsiębiorcą, wcale przy tym nie będąc katolikiem – przedsiębiorcą. Wielu tak właśnie robi. Jeżeli można wyabstrahować poczucie narodowe, rasowe, światopoglądowe albo polityczne od ścieżek karier, od sposobu na zdobywanie grosza, tak jak się abstrahuje „życie prywatne” od „wizerunku publicznego”, to po cóż robić sobie problem mieszając oliwę z wodą, czyli różaniec z księgą przychodów i rozchodów ?

2.

Człowiek, który nie chce być po prostu katolikiem prowadzącym interesy, ale chce, aby jego interes był częścią jego katolickiego świata, czuje się – tak na pewno jest w Polsce – podwójnie obciążony. Jego inicjatywę obarcza regulacyjna hipertrofia aparatu państwowego, cały ten nie mający końca obłęd normotwórczy. Adam Abramowicz, występujący podczas olsztyńskiego spotkania przedsiębiorców jako Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, to człowiek jak mało kto znający te sprawy. W swoim wystąpieniu przytoczył liczne przykłady niepojętej destrukcji uprawianej przez państwo przepoczwarzone we współczesnego Lewiatana. Dzisiaj nasze państwo działa tak, jakby powodowała nim intencja zniszczenia wszelkiej przedsiębiorczości. Wydaje się, że działania te mają posmak złej woli, bo nie uzasadnia ich ani rachunek ekonomiczny, ani jakikolwiek interes społeczny, ani żadna dająca się pojęć logika. Porażająca w swej doktrynerskiej istocie konstrukcja tzw. składek społecznych jest tu znakomitym przykładem: niszcząc bardzo skutecznie inicjatywę obywateli, wpychając ich (z mocy prawa !) w rejestry nielegalności, rujnuje przy tym to samo państwo, które ów mechanizm skonstruowało. Groteska owego urzędniczego tworu nie jest, niestety, abstrakcją; jest to absurd ziszczony, zmaterializowany. Czymś, co uderza w jego obecnym kształcie najmocniej, jest zakłócenie poczucia sprawiedliwości.

3.

Ciężar państwowego Molocha przygniata każdego z przedsiębiorców, niezależnie od ich wiary, czy niewiary w Boga. Katolik jednak dodatkowo ma przeświadczenie, że czasem kategorie przedsiębiorczości kłócą się z kategoriami religijności. Katolik zarobkujący ma niejako genetycznie wpojone poczucie, że już samo zarobkowanie jest działaniem jakoś zdrożnym, jakoś niewłaściwym. Tym bardziej podejrzana moralnie jest każda zamożność. Dziejowe źródła owych nieporozumień przedstawił podczas konferencji ks. Przemysław Król przywołując postaci świętych wywodzących się z zamożnych rodzin. To ich wiara i zrozumienie czym jest i skąd pochodzi bogactwo zaskutkowały dzieleniem się tym bogactwem z innymi, a nawet jego rozdaniem. Czy takiej postawy oczekuje się od przedsiębiorcy-katolika? Czy warto wchodzić w teologiczny spór z fachowcem od teologii… Pewnie każdy katolik rozważy to we własnym sumieniu, zgodnie z rozwojem i poziomem własnej, osobistej relacji z Bogiem. Warto jednak pamiętać, że na wiele pytań z tego zakresu odpowiedź zawarta jest w Biblii.

4.

Pieniądz nie jest niczym zdrożnym. Zamożność nie jest niczym zdrożnym. Bogactwo nie jest niczym zdrożnym. Nie jest niczym zdrożnym gromadzenie dóbr, czy dążenie do polepszenia jakości życia, zwiększenia komfortu osobistego. Gdyby tak było, za godne pochwały uznać by należało uparte tkwienie w nędzy, brudzie, głupocie. Uwznioślać natomiast trzeba byłoby upartą nieporadność. Propagować i nagradzać lenistwo, gnuśność oraz tumiwisizm wszelkich odmian. Wzorem moralnym, duchowym, społecznym, edukacyjnym musiałby być człowiek stale zależny od innych, stale korzystający z owoców pracy nie przez siebie wykonanej. Człowiek więc ułomny, bo pozbawiony doświadczenia radości tworzenia. Człowiek połówkowy, człowiek ćwiartkowy, bo każdemu z nas przydana jest naturalna potrzeba brania udziału w kształtowaniu rzeczywistości, w której istniejemy.

5.

Zadziwiające jest, że dzisiaj to katolicy muszą się wobec świata tłumaczyć ze swojej w nim obecności, a więc i ze swojej obecności w biznesie. Wydaje się, że powinno być na odwrót: w dziejowym sporze o to, która z połówek człowieka ma nim zawładnąć, zwyciężył pogląd obstawiający ową połówkę od pępka w dół. Serce i rozum ustawiono w drugim szeregu, bo ich zaspokojenie wymaga nadmiernego trudu. Łatwiej uporać się z głodami brzucha, wątroby i wszystkiego co mieści się jeszcze dalej. Inaczej niż to bywa z emocjami i myślami, próżniacza satysfakcja zaspokojenia jest osiągalna. Jeśli by uznać ją za wystarczającą, znikną nawet tak pospolite niedogodności, jak wyrzuty sumienia związane z przejedzeniem, czy przepiciem. Na przykre skutki tych ostatnich już wymyślono pigułki, co, zdaje się, ostatecznie usunęło kłopoty z poczuciem przesady. Ostatnią przeszkodą na drodze do osiągnięcia stanu wiecznie dobrego samopoczucia jest wiara. Stąd też katolik jest dziś dysonansem: wciąż tkwi w metafizyce, która wszystko tak bardzo komplikuje. Katolik samym swoim istnieniem zaprzecza uniwersalizmowi zasady czystej użyteczności. Przecież utylitaryzm obiecuje życie spokojniejsze, może nawet bezbolesne. Oferuje rozwiązania generalne i mechaniczne. Gotowe szablony, w które wystarczy się wpasować. Czyli podporządkować oddając trud dokonywania wszelkich życiowych wyborów w cudze ręce. Jest to świat korporacyjny, stadny: zasiłek w miejsce zarobku, etat zamiast działania, odtwórczość zamiast kreatywności, kolektywna beztroska w miejsce indywidualnej odpowiedzialności, kolesiostwo zamiast przewodzenia, stosowanie procedur zamiast inwencji, złudne bezpieczeństwo zamiast twórczego wysiłku, chciejstwo zamiast racji, nakaz w miejsce refleksji, arogancja zamiast autorytetu, anonimowość zamiast osobowości, prawo zamiast sprawiedliwości, bylejakość zamiast życia.

6.

W zupełnie innej sytuacji jest przedsiębiorca, w pełni odpowiedzialny za produkt, który oferuje innym. Satysfakcja z sukcesu jest nagrodą za inwencję, dopełnieniem i uznaniem człowieczeństwa, które zawsze najlepiej afirmuje się w kreatywności. Zbudować coś, czego nie było, stworzyć coś nowego – to myśl, która przyświeca każdemu, kto buduje dom, sadzi drzewo, zakłada rodzinę. I jeżeli dom nie runie, drzewo nie uschnie, a rodzina nie rozbije się w atomy obojętnych sobie osobników, to sukces staje się spełniony. Będzie nim także zysk pozyskany z samodzielnie podjętego trudu: nie ważne, czy chodzi o kiosk warzywny, szkołę tańca, zakład remontowy albo produkcję drzewek zapachowych. Niech będzie to tylko taki zysk, który pozwoli opędzić najistotniejsze z życiowych potrzeb. Przecież już tylko nieobciążanie innych własnymi rachunkami jest sukcesem.

7.

Wydaje się, że dziś linie wiodące są niestety jasno wytyczone. Bezosobowy świat wielkich korporacji bierze górę: w Olsztynie kilka lat wystarczyło, aby ogromne sieciówki praktycznie bez reszty wyparły małe, rodzinne placówki handlu detalicznego. Czy to jest nasza przyszłość? Czy jest jakiś powód, aby korporacyjne giganty nie przejęły wszelkich innych stref handlu i usług – od medycznych, czy prawniczych aż po skup złomu i salony masażu. Już wiadomo, że szans na przełamanie trendu nie przyniesie żadna z regulacji prawnych; los ustawy „aptecznej” albo tej, dotyczącej handlu w niedziele, uwidacznia bezradność państwowego regulatora nawet, jeśli miewa on dobre intencje. Na ogół jednak wcale ich nie ma. Bogdan Bachmura opowiedział podczas październikowego spotkania dzieje własnej firmy, powstałej jeszcze w PRL. Ówcześni liderzy młodego kapitalizmu nieustannie sarkali na bezduszny fiskalizm, absurdy prawa pisanego, liczne obciążenia natury administracyjnej. Rok 1990 powitali z entuzjazmem właściwym dla ludzi, którzy wreszcie dotarli do brzegów krainy wolności. Nadzieja okazała się jednak płonna: fiskalizm potężnieje z roku na rok, absurdy systemowe narastają w kosmicznym tempie, a urzędowy ucisk czasów komuny jest fraszką wobec panującego obecnie. Problemem więc nie jest forma ustroju politycznego: dziś zmagają się z nim i Unia Europejska, i Stany Zjednoczone, i Chiny Ludowe. Problemem jest formuła cywilizacyjna i jej wykwit, czyli kultura pojmowana jako zespół wartości. Oświeceniowy mit czystej użyteczności doprowadził nas do spełnionego stadium odrzucenia balastu etyki. Ponieważ dobra nie da się zważyć, dobro wydaje się zbędnym gratem. Nie po raz pierwszy pomylono to, co bezcenne, z tym, co bezwartościowe.

8.

W gruncie rzeczy każdy z nas wie, że nie ma handlu, wymiany usług bez zaufania, a zaufanie nie jest możliwe bez szacunku dla innego człowieka. Szacunek, owa inna nazwa dla miłości bliźniego, jest przecież odmianą miłości własnej. Jest też strategią życiową, a więc i strategią prowadzenia biznesu. Jeśli kupiony chleb okaże się wypchany trocinami, niesmaczny, niewarty swojej ceny, nie sprzeda się go drugi raz temu samemu klientowi. Sprzedający traci zaufanie, a wraz z nim – szacunek. To dlatego pewne piekarnie w Olsztynie są wiecznie oblegane, przed ich drzwiami stoją ogonki jak za czasów Stanu Wojennego, a z innych korzysta się wyłącznie będąc do tego zmuszonym. To dlatego w chwili potrzeby telefonuje się do już sprawdzonych majstrów, pomimo tego, że nie oferują oni żadnych pisanych gwarancji, żadnych opieczętowanych rękojmi, nie wymachują certyfikatami w złoconych oprawach. Z tych samych powodów kupujemy mleko, czy jaja „prosto od chłopa”. Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z producentem: nie jest możliwe spojrzenie w oczy korporacji. Naraz okazuje się, że rzetelność, terminowość, solenność, uczciwość, pracowitość, powaga, empatia, schludność, życzliwość i całe mnóstwo innych przymiotów nie dających się zważyć i zmierzyć mogą być terminami biznesowymi. Etyka nie jest balastem ale ratunkiem, więcej: podstawą zdrowia całego systemu. Dobro nie musi oznaczać dobrotliwości, czasami odmowa jałmużny jest czynem szlachetniejszym niż jej bezmyślne udzielenie. Biznesmen ma prawo przepędzić gnuśnego pracownika, bo miłosierdzie nie może rujnować firmy. Ale też biznesmen wie, że czasami trzeba w pracownika długo inwestować, by ten mógł się odpłacić. Rachunek ekonomiczny nie jest przeciwieństwem rachunku sumienia, uczciwa modlitwa nie może przeszkodzić sprawności firmy, a wiara nie jest obciążeniem, lecz handicapem dla przedsiębiorcy.