1. Czas
Żydzi w czasach Jezusa łączyli swój sposób obliczania czasu z kalendarzem księżycowym. Przez „dzień” rozumieli oni przedział czasu liczony od pojawienia się księżyca aż do następnego wieczora. Sam dzień od wschodu do zachodu słońca był dzielony na dwanaście godzin, które w zależności od pory roku były dłuższe (w lecie) lub krótsze (w zimie). W cesarstwie rzymskim długość godziny była zależna od widzialności słońca na niebie. Przy przesileniu zimowym (25 grudnia), gdy dzień liczył tylko 8 godzin i 54 minuty światła słonecznego, dzienna godzina kurczyła się do 45 naszych minut, podczas gdy godzina nocna wydłużała się do 1 godziny i 15 minut. Ponieważ przypowieść o robotnikach w winnicy rozgrywa się prawdopodobnie pod koniec sierpnia lub w początkach września (czas winobrania), pierwsza godzina, która zbiega się ze świtaniem, odpowiadałaby naszej godzinie szóstej. Wzmiankowane dalej w przypowieści godziny to: trzecia (nasza dziewiąta rano), szósta (południe), dziewiąta (trzecia po południu) i wreszcie wieczór. Godzina jedenasta byłaby tożsama z naszą godziną piątą po południu.
2. Denar
Przyjętą zapłatą za dzień pracy był jeden denar. Była to srebrna moneta rzymska o wadze 3,85 g, posiadająca taką samą wartość jak drachma grecka (zob. moneta w temacie kwietnia). Ocenia się, że minimum bytowe, niezbędne do codziennego przeżycia osoby dorosłej, wynosiło pół denara. W skali roku osoba, która zarabiała mniej niż 200 denarów, znajdowała się poniżej progu ubóstwa. Dla uchwycenia wartości jednego denara warto wiedzieć, że za 3-4 denary można było kupić ok. 15 kg chleba, za 30 denarów – ubranie dla niewolnika, zaś za 100 denarów – osła.
3. Dwie koncepcje sprawiedliwości
Protestujący rolnicy reprezentują sprawiedliwość rozdzielczą, rozumieją ją w kategoriach odpłaty: daję, aby coś otrzymać w zamian. Skoro za ich całodzienną pracę należał się denar, to normalnym wynagrodzeniem za część dnia byłby ułamek tej sumy. Ich zdaniem decyzja właściciela winnicy naruszała poczucie sprawiedliwości również dlatego, że nie uwzględniała warunków, w jakich przyszło im pracować: oni musieli zmagać się z upałem, który był oszczędzony tym zatrudnionym pod wieczór. Ich wyobrażenie sprawiedliwości jest podszyte zawiścią (patrzą „złym okiem”), na co zwraca uwagę właściciel.
Wyznawana przez robotników zasada sprawiedliwości dystrybutywnej jest respektowana przez właściciela winnicy, ale zarazem zostaje przez niego przekroczona i zastąpiona sprawiedliwością opartą na hojności. Podejmując logikę protestujących robotników, wykazuje im, że nie popełnił wobec nich niesprawiedliwości, gdyż zapłacił im za pracę tyle, na ile się umówił.
Jeśli wczesnym rankiem chodziło mu o najęcie robotników, to relacje o kolejnych jego wyjściach na rynek pomijają milczeniem powód, dla którego tam się pojawił. W zamian za to zostaje podkreślone, że widział na rynku stojących „bezczynnie” robotników, co było spowodowane tym, iż nie znaleźli oni pracy, mimo że jej szukali. W konsekwencji nie mogli zdobyć środków na utrzymanie siebie i swojej rodziny.
W tym kontekście staje się zrozumiałe wyjaśnienie właściciela dane protestującym robotnikom, że kieruje się „dobrocią”. Nie jest ona żadnym jego kaprysem, lecz wyrazem jego wolności w dysponowaniu swoją własnością. W tej wolności jest wspaniałomyślny. Nie zastanawia się, ile powinni zarobić ci, którzy zaczęli pracować później, ani też czy są oni w ogóle mu potrzebni. Istotne jest tylko to, że ci ludzie muszą zarobić. Miarą tego, co „słuszne” są ich potrzeby, a nie to, ile zdołali zapracować. Główną cechą właściciela jest zatem dobroć, która jest nie tylko sprawiedliwa, ale też wielkoduszna.