Przedsiębiorca, jeśli na serio traktuje swoją pracę jako powołanie, musi stale zmierzać się z dylematem komu służy: Bogu czy mamonie?
Rozpoczęcie Wielkiego Postu stawia przed nami w pierwszą niedzielę perykopę z piękną opowieścią o kuszeniu naszego Pana Jezusa Chrystusa przez demona. Diabeł przedstawia Zbawicielowi, jak to pięknie ujął Papież Franciszek, fałszywe obietnice mesjańskie związane z dobrobytem, spektakularnym działaniem i kłanianiem się szatanowi. Z wszystkimi tymi pokusami musi się zmierzyć także człowiek biznesu. Czytania drugiej niedzieli, przypominają z kolei, że życie chrześcijanina nie jest usłane różami. To ryzyko, trud i krzyż (ale przecież w konsekwencji chwała, łaska i zmartwychwstanie).
Powołanie przedsiębiorcy jest z pewnością czymś niezwykle szlachetnym. Jak przypomina ks. Robert Sirico z amerykańskiego Instytutu im. Lorda Actona, przedsiębiorca, aby zrealizować swoje powołanie wpierw musi pomyśleć o bliźnim – jakich dóbr czy usług potrzebuje. Potem, albo ryzykuje oszczędnościami swojego życia, bądź zadłuża się – stawiając na szali sytuację materialną swojej rodziny – aby owe dobra dostarczyć na rynek. Spełnia przy tym wiele niezwykle istotnych funkcji m.in. tworząc miejsca pracy i pozwalając wzrastać w bezpieczeństwie materialnym innym rodzinom.
Takie ujęcie jest szczególnie aktualne w naszym kraju. W Polsce państwo zabiera w podatkach więcej niż rodzina wydaje na żywność, ubranie, edukację i potrzeby zdrowotne razem wzięte. Innymi słowy, gdy pracują dwie osoby, jedną pensję pochłania fiskus. W warunkach polskich: niestabilnego prawa, nieludzkich regulacji, wysokich podatków, wszędobylskich kontroli i ogólnie klimatu niesprzyjającemu biznesowi, bycie przedsiębiorcą często zakrawa na poświęcenie graniczące z heroizmem. Nie zapominajmy, że wciąż to mali i średni przedsiębiorcy, a nie politycy i zachodnie korporacje, tworzą bogactwo tego kraju.
Zapewne trudno jest sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie, czy moja praca jest realizacją planu Bożego względem mojej osoby, czy liczy się tylko kasa, kariera, moje ja. Współczesna nauka społeczna Kościoła Katolickiego podpowiada przedsiębiorcy w jaki sposób odnajdywać i realizować swoje powołanie. Jan Paweł II, w chyba najbardziej wolnorynkowej encyklice papieskiej w historii – Centesimus annus, dał wyraz uznania wolnej gospodarce, uważając zysk za czynnik mówiący o prawidłowym funkcjonowaniu przedsiębiorstwa.
Benedykt XVI w encyklice Caritas in veritate, stawia głębsze pytanie – o intencje. „Zysk jest pożyteczny, jeśli jako środek skierowany jest do celu nadającego mu sens zarówno co do tego, jak go uzyskać, jak i do tego, jak wykorzystać. Wyłączny cel zysku, jeśli został źle osiągnięty i jeśli jego ostatecznym celem nie jest dobro wspólne, rodzi ryzyko zniszczenia bogactwa i tworzenia ubóstwa” – napisał Benedykt XVI. Co mówi papież senior – jeśli masz szczere intencje, kierujesz się sumieniem, wiesz po co pracujesz i co robić z pieniędzmi, nie zatrzymując ich wyłącznie dla siebie – to dobrze. Jednak jeśli masz niegodziwe intencje, dążysz po trupach do celu, aby zaspokoić wyłącznie siebie – postępujesz źle.
Papież Franciszek w ostatniej adhoracji apostolskiej Evangelii gaudium stawia przed chrześcijaninem poprzeczkę znacznie wyżej. Powołaniem chrześcijanina, także przedsiębiorcy, jest radość głoszenia Ewangelii. Nie praca od 6.00-22.00, lecz dzielenie się ze światem Dobrą Nowiną, że Bóg nie ma względu na osobę, że kocha cię takiego jakim jesteś, do tego stopnia, że zesłał Swego Syna, aby cierpiał i umarł za nasze grzechy, po to aby zmartwychwstać, abyśmy mieli życie wieczne! To jest prawdziwym powołaniem przedsiębiorcy: głoszenie z radością Chrystusa Zmartwychwstałego.
„Dobro zmierza zawsze do dzielenia się. Każde autentyczne doświadczenie prawdy i piękna szuka swej ekspansji, a każda osoba przeżywająca głębokie wyzwolenie zyskuje większą wrażliwość wobec potrzeb innych ludzi. Dzielenie się dobrem sprawia, że ono się umacnia i rozwija. Dlatego jeśli ktoś pragnie żyć z godnością oraz w całej pełni, nie ma innej drogi, jak uznanie drugiego człowieka i szukanie jego dobra. Nie powinny więc nas dziwić niektóre wypowiedzi św. Pawła: «miłość Chrystusa przynagla nas» (2 Kor 5, 14); «Biada mi […], gdybym nie głosił Ewangelii!» (1 Kor 9, 16)” – pisze Franciszek. Jak można żyć w spokoju, wiedząc, że obok brat idzie na pewną śmierć?
Przedsiębiorca dostał od Stwórcy uprzywilejowaną pozycję – został obdarzony wieloma talentami, którymi ma obowiązek dzielić się ze społeczeństwem. Ojciec Święty bardzo surowo ocenia obecną rzeczywistość. Mówi wprost, że obecny poziom wykluczenia wielu ludzi poza nawias społeczeństwa, związany jest z bałwochwalczym stosunkiem do pieniądza. Większość ludzi służy wyłącznie pieniądzowi, wyłącznie dla zysku, wyłącznie dla coraz większej konsumpcji. Tymczasem pieniądz ma służyć człowiekowi, a nie nim rządzić. Kto nie dzieli się z potrzebującymi – okrada ich i zabija. „Ekonomia, jak wskazuje samo słowo, powinna być sztuką dochodzenia do odpowiedniego zarządzania wspólnym domem, jakim jest cały świat” – pisze Papież Franciszek. Czy rzeczywiście w drugim człowieku widzimy Chrystusa, czy jest on dla nas wyłącznie środkiem do celu?
Większość z nas, zapytanych, komu służę: Bogu czy mamonie, oczywiście wyrzeknie się mamony. Ale wystarczy jedna próba, może nawet nie próba, ale prośba kogoś ubogiego, potrzebującego i okazuje się, że rzeczywiście pieniądz jest tym złotym cielcem, którego czcimy, a sami mamy węża w kieszeni, a raczej w sercu. Może damy coś, czego nam zbywa, może ubrania, bo planujemy sobie kupić nowe, ale coraz częściej odnoszę wrażenie, że współczesna dobroczynność sprowadza się już wyłącznie do zbierania plastikowych nakrętek.
Wielu kapłanów, których słucham, uważa, że nawrócenie rozpoczyna się od stosunku do pieniądza. Jeśli chcemy zobaczyć, co mamy w sercu – spróbujmy pozbyć się pieniędzy, tak, aby to naprawdę zabolało. Czy pieniądz jest naszym idolem? Czy brak pieniędzy wzbudza w nas lęk? Prawda staje się wówczas trudna do przyjęcia. Trudno przecież przyznać nam, że to pieniądz jest naszym bogiem, że dla pieniądza pracujemy, poświęcamy się (a może i poświęcamy naszą całą rodzinę), że pieniądzu oddajmy cześć, a może dla pieniądza zdradzamy przyjaciół czy oszukujemy…
W jednej z komedii ze popularnym aktorem Eddie Murphy’m, gdzie czarnoskóry gwiazdor wciela się w rolę wiecznie zapracowanego agenta nieruchomości, który nawet jadąc na urlop swoim drogim bmw „musi coś jeszcze załatwić”, ma miejsce wielce symptomatyczny dialog. Jedno z jego ślicznych dzieci pyta: – Tato, po co tyle pracujesz? – Po to dziecko, aby ci zapewnić wszystko to, czego ja nie miałem w dzieciństwie – A czy byłeś wtedy nieszczęśliwy? Mina Eddie Murphy’ego, którą każdy sobie może wyobrazić, niech będzie puentą niniejszego tekstu.