Kogo wybierasz, postawę człowieka łagodnego, z pokorą przyjmującego swój los i poddającego się woli Ojca? A może gwałtownika, rewolucjonisty czy patrioty, walczącego przemocą w słusznej sprawie, za wszelką cenę broniącego swojego życia?
Już za chwilę w teatrze wydarzeń biblijnych przeniesiemy się jak co roku na dwór Heroda i Piłata, aby przeżywać i rozważać parodię sądu nad Chrystusem. Dlaczego parodię? Jezus przecież nie miał ani obrońcy, ani nie nosił w sobie winy. Wyrok z góry był przewidziany, musiał się znaleźć tylko pretekst. Chrystus był ofiarą. Barankiem prowadzonym na rzeź. Pokornie dopełnił to, co było zapowiedziane przez osobę Izaaka.
Parodia procesu rozpoczyna się od ucieczki od odpowiedzialności i przerzucania oskarżonego od Piłata do Heroda i od Heroda z powrotem do Piłata. Nikt nie chciał brać odpowiedzialności za zło, za niewinnie przelaną krew. W końcu i Piłat umywa ręce. Za całym tym teatrem stoją jednak arcykapłani, którzy grają na emocjach, są, jak nazwalibyśmy ich dzisiaj, agentami wywierania wpływu, ośrodkami opiniotwórczymi, spindoktorami. To oni podburzają tłum. Im najbardziej na rękę jest śmierć Niewinnego.
Przed Herodem Jezus ukazuje swoją pokorę i poddanie się Woli Bożej. Milczy. Jak pisze jeden z teologów, jest to nie do zniesienia dla człowieka światowego jakim jest Herod, bowiem dla ludzi takiego pokroju największą klęską jaka może się przydarzyć jest… nuda. Herod oczekiwał przedstawienia, może jakiegoś znaku, cudu, rozrywki, a dostał policzek pokory. My, ludzie współcześni dużo częściej dostrajamy się do oczekiwań świata. Gramy jak nam zagrają. Gdy tylko mamy możliwość, bijemy się o swoje. Walczymy o sprawiedliwość i uznanie naszych racji. Za wszelką cenę bronimy naszego dobrego imienia, udowadniamy, sądzimy, oczywiście na swoją korzyść, bo prawda musi być zawsze po naszej stronie. A zresztą czym jest prawda? – jak cynicznie pyta Piłat.
W scenie przed Piłatem możemy przejrzeć się jak w lustrze. Gdyby spytać kogokolwiek, gdzie by siebie umiejscowił, kogo wybiera w swoim życiu, Barabasza czy Jezusa, pewnie każdy odpowiedziałby, że oczywiście Jezusa. Czy naprawdę? Czy naprawdę wybieramy Krzyż, czy za wszelką cenę bronimy się przed naszym małym krzyżem?
Barabasz był zabójcą skazanym za podburzanie tłumów. Nie był jednak pospolitym mordercą. Mógł być zelotą, który lojalnie wobec swojego narodu, walczył z rzymskim okupantem o wyzwolenie Izraela. Miał zapewne swój program polityczny, był w jakimś stopniu skuteczny, był człowiekiem gwałtownym, bił się o swoje prawa i żywiołowo cieszył się z tłumem z sukcesu, jakim stało się w jego mniemaniu, uwolnienie z wyroku śmierci.
Zapewne w życiu codziennym, prywatnym i zawodowym, częściej możemy utożsamić się właśnie z takim wyborem. Przecież nie wybieramy postawy ludzi spolegliwych, łagodnych, pozwalających decydować Panu Bogu, zdających się na cudzą łaskę. Dla tego rodzaju postaw nie ma miejsca w dzisiejszym świecie, gdzie liczy się efekt, wynik, zwycięstwo. Wybieramy raczej walkę, konfrontację, przekomarzanie się, dążenie do celu. Walczymy z kontrahentami, z urzędami, klientami, karmiąc się zwycięstwami i frustrując porażkami.
Czy ujmujemy się za ludźmi osądzonymi niesprawiedliwie? Za tymi, którzy są cisi, za tymi, którzy milczą? Raczej nie, tych częściej pomijamy, szturchamy, dopingujemy, aby w końcu zajęli się sobą i zaczęli walczyć o swoje. Dużo chętniej stajemy w tłumie i krzyczymy wraz z nim „ukrzyżuj go!”. Niech ktoś w końcu wymierzy sprawiedliwość. Niech ktoś się tym zajmie, niech ktoś nas uwolni od naszego jarzma, to musi się w końcu zmienić, kiedyś zwyciężymy. Na krzyż z Nim! Nie ważne, czy czynimy tak z własnego przekonania, czy z konformizmu, który nie pozwala nam stanąć w opozycji do tłumu czy powszechnie panujących opinii.
A może jesteśmy Piłatem, który mimo, iż czuje, że popełnia zło, czyni tak z lęku lub zwykłego ludzkiego oportunizmu? Nie chce buntu na rządzonym przez siebie terytorium, nie chce mieć także kłopotów ze swoimi zwierzchnikami. Woli po prostu „umyć ręce” i mieć święty spokój.
A może jesteśmy po prostu podobni do Barabasza? Wielkimi grzesznikami zasługującymi w sprawiedliwości na karę, na śmierć. Swoje ocalenie zaś zawdzięczamy, tak jak Barabasz, wyłącznie Chrystusowi. Temu niewinnemu, który oddał Swoje życie za nas na drzewie Krzyża.
Nie cieszmy się więc, że po raz kolejny uniknęliśmy krzyża, jakiejś trudności, porażki, cierpienia, bo być może wtedy ktoś za nas umiera. W ten czas paschalny postarajmy się nie stać w tłumie, który wybiera Barabasza, lecz naśladować Chrystusa w milczeniu, uległości, pokorze. Może nie ma w nas jeszcze natury Jezusa, która pozwala oddawać życie za drugiego człowieka, za nieprzyjaciela, ale przynajmniej postarajmy się nauczyć umierać dla bliźniego na swój sposób, ofiarując mu swój czas, posługę czy pomoc. Wymierzanie sprawiedliwości, aby przypadkiem nie pomylić się, pozostawmy wyłącznie Bogu…