Maciej Osuch

„Przez miliony lat (…) człowiek tak dobierał pożywienie, by było w nim wszystko, co jest potrzebne do wzrostu organizmu i jego odnawiania. W naszym pożywieniu występować muszą te składniki, z których sami jesteśmy zbudowani. Potwierdza to również nowoczesna nauka.

Przyjrzyjmy się zatem – proponuje autor wywiadu – tym podstawowym pierwotnym budulcom. Nasz Stwórca, Przedwieczny postawił przed sobą nie byle jakie zadanie: jak i z czego ulepić człowieka, czym ma być ta symboliczna «glina », w co ją wyposażyć i jak połączyć. Po zastanowieniu – ojciec Jan opowiada to wszystko w wielkim alegorycznym skrócie – wziął wapń, domieszał do niego po trochu krzemu, żelaza, kobaltu, magnezu, cynku i zbudował rodzaj rusztowania na planie krzyża. Na jego czubku osadził coś, co można dziś nazwać centrum zarządzania albo komputerem. Dość chwiejną i kruchą konstrukcję poobklejał mięśniami, poprzetykał żyłami, oplótł siecią nerwów. Ulokował pomiędzy tym wszystkim kilka fabryk przemiany materii i ogromne «zakłady farmaceutyczne».

Ostatnim pociągnięciem Mistrza było okrycie całości delikatną, aksamitną, bardzo unerwioną skórą. Tchnął swoją energię, odsunął się o krok i patrzył. Wreszcie powiedział: Idź, zbieraj, szukaj, dobieraj to, z czego sam jesteś zbudowany, jako pożywienie twoje.

Autor wykładu usprawiedliwia się, że opowiada tak obrazowo, aby wszyscy zrozumieli pewną prawidłowość. Jeżeli w naszych organizmach coś się popsuje, to znaczy, że zachwiana została pierwotna równowaga. (…)

Gdybyśmy zwrócili uwagę na to, co jemy i jak jemy, to w naszych warunkach, tych teraźniejszych, nawet najgorszych i ekonomicznie, i psychicznie, moglibyśmy 120 lat żyć, bo na tyle mamy mniej więcej zakodowane w Europie nasze siły żywotne. Tyle byśmy żyli bez znajomości słowa – lekarz”.

Powyższy cytat to fragment książki Marzeny i Tadeusza Woźniaków Ojca Grande przepisy na zdrowe życie. Dlaczego go przytoczyłem? Zainteresował mnie on w kontekście wzajemnych relacji i zależności między producentami żywności wytwarzanej współcześnie a jej konsumentami oraz naszego podejścia do ciała i zdrowia.

Co mam na myśli? Otóż, ojciec Grande zachęca nas do jedzenia ciemnego pieczywa, kiełków, nasion zbóż, płatków, kasz (w tym również jaglanej i gryczanej), ciemnego ryżu, roślin strączkowych (za wyjątkiem soi), warzyw (świeżych w sałatkach, gotowanych w zupach lub lekko parowanych), naturalnych soków warzywnych, roślinnych kiszonek, ziaren, orzechów, nasion, białek z produktów mlecznych od zdrowych zwierząt wypasanych na pastwiskach (zwłaszcza sfermentowanych jogurtów, kwaśnego mleka, naturalnego białego sera, czystego masła, śmietany), jajek ekologicznych, mięsa z hodowli naturalnej, olei tłoczonych na zimno z oliwek lub pestek winogron, oleju sezamowego, nierafinowanej soli morskiej, różnych ziół, miodu, syropu klonowego, czystej melasy czy ciemnego cukru. Proponuje nam więc jedzenie produktów, w których znajdziemy dużo naturalnych pierwiastków, z których sami zostaliśmy zbudowani.

A czego my jako konsumenci szukamy w sklepach? Między innymi potraw nowych, ładnych, kolorowych, ale sztucznych, nieprzyswajalnych dla komórek organizmu, pokarmów nadmiernie przetworzonych, sztucznie konserwowanych i barwionych, pożywienia z puszek, dań przygotowanych i podgrzewanych w kuchenkach mikrofalowych, białego pieczywa, słodyczy, cukru, soli, tłuszczu, napoi gazowanych zawierających znaczne ilości cukru, słodzików, chemicznych substancji smakowych, zapachowych czy konserwujących. Szukamy potraw, w których coraz trudniej znaleźć pierwiastki, z których jesteśmy zbudowani.

Bardzo dużo konsumentów, kupując produkty w sklepie, kieruje się kryterium ceny. Są to zarówno ludzie młodzi, w średnim wieku, jak i osoby starsze. Cena jest dla nich najważniejsza. Często słyszę i widzę reklamy, które lansują coraz niższe ceny artykułów spożywczych. Ludzie są bardzo zadowoleni z tego powodu. Powinniśmy jednak pamiętać, że na tym świecie „nie ma darmowych obiadów”, czyli, że nic nie dzieje się bez powodu i bez przyczyny. Jeśli jakiś producent proponuje tańszy wyrób końcowy, to najprawdopodobniej musiał sięgnąć do tańszych składników lub ich chemicznych odpowiedników.

Co to znaczy dla przeciętnego konsumenta? Mniej więcej tyle, że im produkt jest tańszy, tym jest bardziej „naładowany” chemicznymi odpowiednikami albo przechodzi przyspieszony okres fermentacji lub dojrzewania za pomocą chemicznych katalizatorów. Często również smak produktu wywołany jest sztucznie za pomocą tak zwanych wzmacniaczy smaku. Wydaje nam się, że w produkcie mamy pieprz, a okazuje się, że mamy tylko jego chemiczny odpowiednik.

Czy nikogo nie zastanawia fakt, dlaczego powstały sklepy ze „zdrową żywnością” i coraz prężniej się rozwijają? Już w nazwa wskazuje, że coś jest nie tak. Jeśli bowiem w takim sklepie jest zdrowa marchewka, to czy w innych już nie jest zdrowa? Jest w tym, niestety, dużo prawdy.

Co na to producenci? Czy wszyscy są źli? Znam takich, którzy chcieli produkować żywność bez dodatków chemicznych. Nie wytrzymywali jednak konkurencji. Klienci żądali i żądają produktów tanich, coraz tańszych. Aby utrzymać się na rynku, musieli zacząć sięgać po chemiczne odpowiedniki naturalnych składników, by w ten sposób ratować swoje firmy. W sumie trudno im się dziwić – przecież te chemiczne substancje są przez prawo dopuszczone do obrotu. Tak więc można powiedzieć, że presja konsumentów na tanie produkty spowodowała takie a nie inne zachowania producentów.

Konsumenci wolą pozostawać w błogiej niewiedzy i wierzyć w to, że można im sprzedać produkt najlepszej jakości prawie za darmo. Kto będzie tak rozumował, wcześniej czy później wpędzi się w kłopoty zdrowotne. Bo jak samochodem napędzanym benzyną bezołowiową nie można bez konsekwencji jeździć na oleju napędowym, bo zniszczymy silnik, tak też nie można organizmu człowieka odżywiać chemicznymi substancjami w sytuacji, gdy jest on zbudowany z naturalnych składników.

Ludzki organizm jest najdoskonalszym tworem znanym we wszechświecie i może dużo wytrzymać. Ludzie całymi latami źle się odżywiają, a ich organizm to wytrzymuje. Jednak często, gdy już ma dosyć, odmawia posłuszeństwa. Zaczynają się wtedy niekończące się wizyty u lekarza. Często jest już jednak za późno, by przywrócić organizm do stanu równowagi. Jest z tym tak, jak z naszym naturalnym środowiskiem. My, jako ludzie, za wszelką cenę staramy się je zanieczyścić, a ono się broni. Naukowcy jednak biją na alarm. Jeśli przekroczymy pewien punkt, to zmiany będą już nieodwracalne. To samo dzieje się z naszym organizmem. Zanieczyszczamy go z wielką determinacją. Gdy przekraczamy dopuszczalne granice, on zbuntuje się. Kto zatem powinien zacząć zmieniać ten dziwny układ utrzymywany między producentem a konsumentem? Komu tak naprawdę powinno na tym zależeć? Niektórzy producenci walczyli, ale poddali się. Inni walczą dalej, proponując zdrową żywność.

Może konsumentom powinno na tym zależeć? To w końcu oni staną się pacjentami przychodni i szpitali, jeśli nie uświadomią sobie, że ich zdrowie zależy prawie wyłącznie od tego, czym się odżywiają i jaki tryb życia prowadzą. Poza tym każdy producent jest też konsumentem i powinien stale o tym pamiętać.

Osobiście myślę, że należy zacząć od tego, by każdy z nas, jako konsument, zadbał o własne zdrowie. Jeśli my o nie nie zadbamy i nie zainteresujemy się nim, to nikt inny za nas tego nie zrobi. Wtedy może przykazanie „Kochaj bliźniego jak siebie samego” zaczniemy również interpretować w kontekście naszego zdrowia. Dbając o siebie, o swoje zdrowie, wymusimy na coraz większej grupie producentów dostarczanie zdrowych produktów. Wtedy firmy będą musieli zamykać ci, którzy będą oferowali nam produkty z dużą ilością chemicznych składników. Wierzę, że takie zmiany są możliwe i wręcz nieuniknione. Wówczas średni wiek życia ludzi ulegnie wydłużeniu, tak jak twierdzi ojciec Grande.