Z Piotrem Kossakowskim rozmawia Anna Jaworek

Przez wiele lat działał Pan w międzynarodowych korporacjach. Czego nauczyła Pana praca dla tak dużych podmiotów?

Praca w międzynarodowym koncernie nauczyła mnie solidności, sprawozdawczości i drobiazgowego przestrzegania prawa.

Co daje działalność na własny rachunek?

Przede wszystkim niesłychanie wzmacnia poczucie odpowiedzialności. Praca we własnej firmie to granie własnymi pieniędzmi. Punkt ciężkości zostaje przeniesiony z ryzyka bardziej ku bezpieczeństwu. Decyzje są bardziej wypracowane, a własne pieniądze bardziej szanowane.

Czyli typowy menedżer w korporacji raczej nie czuje się właścicielem tego, czym zarządza?

Praca dla korporacji przypomina trochę grę komputerową, w której masz zawsze kilka żyć. Czasem je tracisz, ale pozostają kolejne szanse, możesz więc więcej ryzykować.

Czy takie „niewłaścicielskie” podejście do biznesu może być przyczyną kryzysu?

Niekoniecznie. Przynajmniej nie od razu. Wyróżniłbym trzy podstawowe przyczyny kryzysu w firmie. Pierwszy powód to makroekonomiczna sytuacja na rynku, niezależna od konkretnej organizacji. Po prostu następuje jakaś zmiana: zmienia się moda, tendencja i w konsekwencji maleje zapotrzebowania na dany produkt, usługę. Drugi to przyzwolenie na istnienie drobnych kłamstewek i nieuczciwości. Kompromis etyczny, przymykanie oka na rożne niedociągnięcia raz, drugi i kolejny. Końcowy etap znamy z pierwszych stron gazet – zafałszowany wynik finansowy, przekupstwo audytorów. Trzecia przyczyna to błędy na poziomie planowania strategicznego. Błędne decyzje mogą być wynikiem ambicji, niechęci przyznania się do wcześniejszych pomyłek samych decydentów bądź ich doradców. Często do decydenta nie dociera prawdziwa informacja o rynku, potrzebach klientów, pomyłkach w organizacji. Niedociągnięcia próbuje się tuszować, ukrywać swoje słabości. A symptomy ostrzegawcze są niezauważane bądź zauważane, ale nie przekazywane dalej. Dzieje się tak ze strachu, z niechęci mówienia o niebezpieczeństwach i zagrożeniach.

Sytuacja kryzysowa jest więc procesem?

Z reguły tak. Wielu rzeczy też nie widzi się od razu. Czasem trudno je dostrzec, gdy jest się w środku, gdy działa się utartym torem codziennych aktywności. Na pewno ludzi wystraszonych, ślepo posłusznych, pełnych obaw przed przyszłością łatwiej namówić do złego, do przemilczenia pewnych zdarzeń, sytuacji. Tak zaczyna się proces przede wszystkim oszukiwania siebie.

W którym momencie zaczynamy oszukiwać samych siebie?

Niekiedy oszukujemy już na poziomie poszukiwania i podejmowania pracy. W czasie prowadzonych przeze mnie rozmów rekrutacyjnych zaobserwowałem, że wielu kandydatom do pracy brakuje podstawowej uczciwości w stosunku do siebie. Nie chcą, być może też nie potrafią, określić, czego szukają, co chcą robić. Chciałoby się powiedzieć, że w takiej sytuacji podejmują płacę, a nie pracę. Takie podejście nie sprzyja staranności i zaangażowaniu. W konsekwencji niezadowolony jest i pracownik, i pracodawca. Jak tylko można, radziłbym unikać pracy z musu, by tylko zarabiać.

 Jak powinniśmy zapatrywać się na pracę? Jakie winno być nasze podejście?

Na myśl o pracy, krew musi żywiej krążyć. Ważne, aby szukać miejsc, gdzie można realizować swoje pasje. Jeżeli na przykład ktoś lubi rozmawiać czy potargować się, wtedy sam fakt, że może dogadać się z klientem będzie dla niego motorem do działania. Gdy zaistnieje taka potrzeba, będzie gotów pracować więcej i dłużej.

Czyli uczciwość wobec siebie.

Pamiętam jedno ze spotkań z moim pracodawcą, po tym, jak złożyłem wypowiedzenie. Moj przełożony i zagraniczny przedstawiciel koncernu postanowili jednak przekonać mnie do pozostania w firmie. Z mojej strony wciąż powtarzałem, że ja decyzji nie zmieniam, a przedstawiciele pracodawcy przypominali o celu spotkania: „Spotkaliśmy się, aby dojść do porozumienia, aby dalej współpracować, celem spotkania jest omówienie zasad dalszej współpracy…”. I tak w koło. Oni przedstawiali liczne argumenty, ja z uporem informowałem, że trwam przy swojej decyzji. Poprosili więc o dwudziestominutową przerwę, ktora trwała prawie minut 40 i… zaproponowali mi większe pieniądze. Konsekwentnie odpowiedziałem: „Nie. Już zadecydowałem. Decyzję podjąłem”. Byli zdumieni. Nie spodziewali się takiej stanowczości. Na koniec szwajcarski przedstawiciel powiedział: „Nie doceniłem polskiego rynku”. A we mnie po prostu tkwi sporo z ułańskiej fantazji, co nie zawsze idzie w parze z pieniędzmi.

Czy korporacyjne doświadczenie ułatwia prowadzenie własnej firmy?

Każde doświadczenie jest cenne. Szybko jednak uświadomiłem sobie, że wyszkolony korporacyjny pracownik bez wsparcia organizacji: ludzi, systemów wspomagających, i całej funkcjonującej rozpędzonej machiny nie jest kimś wyjątkowym, a na pewno nie jest tak wyjątkowy i efektywny, jak na początku mu się wydaje. Inna sprawa, że im człowiek starszy, tym bardziej realnie ocenia swoje możliwości i to, co wokół niego się dzieje.

Czy jest coś, co na pewno ułatwia prowadzenie własnego biznesu?

Regularne uczestnictwo we Mszy Świętej. Rekolekcje. Duchowy czas. Lektura. Czasem to poł zdania, które otwiera nas na inną perspektywę.

I przeciwdziała kryzysom.

Zdecydowanie tak.

Dziękuję za rozmowę.

[issuu width=720 height=441 backgroundColor=%23222222 documentId=111202130837-1ed41e671cf6479e983808ae6dbc9256 name=talent-biuletyn username=duszpasterstwotalent tag=duszpasterstwo unit=px id=e31d2abf-082c-6761-9ed5-fec3529d063d v=2]