Leone Dehon i „przekształcanie świata”
Pio Cerocchi

Artykuł pochodzi z pisma „Społeczeństwo” nr 3/2005 s. 537-550

Uwagi redakcyjne:
W polskich przekładach zazwyczaj podaje się imię o. Dehona jako „Leon”.
Nazwa „dehonianie” funkcjonuje w wielu krajach jako określenie księży sercanów, w Polsce się nie przyjęła.

1. Krajobraz dziki i dramatyczny

Zamysł streszczenia i zinterpretowania w ramach tego mojego przedłożenia nie tylko długiego i aktywnego życia człowieka, którym był o. Leone Dehon, lecz także czasów, w których żył, a więc okresu od roku 1843 do 1925, byłby karygodnie zuchwały. Jeden z nielicznych współczesnych piewców świętych XX w. (innym był Piero Bargellini) – posługujący się historiografią bardziej rzetelną od tej, która w XIII w. zainspirowała jedną z najbardziej poczytnych książek wszechczasów, tj. żywoty świętych zebrane w Złotej legendzie Jakuba da Voragine – jezuita Domenico Mondrone, recenzując w 1961 r. na łamach „La Civiltà Cattolica” biografię Dehona autorstwa Giuseppe Fredianiego, opisuje ją jako „wierną opowieść o życiu”, która „jest także ukazaniem epoki, całego osiemdziesięciolecia”. Ale czy chodzi o jedną tylko epokę, czy też o dwie albo jeszcze więcej?

Profesor Pietro Scoppola powiedział, że arena, na której działał o. Dehon, tworzyła „krajobraz dziki i dramatyczny”, w którym chrześcijaństwo przeżywało „trudny i męczący proces, okupiony męką, potępieniami i cierpieniami towarzyszącymi Kościołowi w przechodzeniu od dawnego ustroju do zaakceptowania wartości demokracji”. Były to więc czasy dramatyczne dla Kościoła (dość wspomnieć – ale jest to tylko przykład – że w XIX w. aż dwaj arcybiskupi Paryża zostali zabici: pierwszy na barykadach w 1848 r., a drugi rozstrzelany przez „rewolucyjnych komunardów” w 1871 r.), który był rozdarty między świadomością swego powszechnego posłannictwa a grande peur – jak pisał historyk-jezuita Giacomo Martina – na skutek najpierw rewolucji, a potem nadejścia swobód demokratycznych. Były to więc czasy ogromnych przemian. Tutaj postaram się je odczytać na tym „gruncie pośrednim”, który oddziela historiografię od hagiografii, pojmując tę ostatnią nie jako degenerację tej pierwszej, ale raczej jako niezbędny gatunek służący poszerzeniu perspektywy i poznaniu minionych epok.

2. Apostoł awangardy

Zagłębiając się w te badania – w których zagadnienia wydobywane z mare magnum tekstów i dokumentów, zamiast się upraszczać, coraz bardziej się gmatwały, wykraczając daleko poza stosunkowo wąskie granice mojej wiedzy – znalazłem ostatecznie pomoc moralną w prostej myśli: skoro ojcowie dehonianie powierzyli mi to zadanie – powiedziałem sobie – najwyraźniej wiedzieli, że zwracają się nie do akademickiego specjalisty, ale po prostu do dziennikarza zainteresowanego głosami, które z przeszłości docierają aż do naszego „teraz”. W ten sposób uwierzyłem, że dla naszych ojców płaszczyzna kulturalna, po której się poruszam, może wystarczyć do tego, aby mówić o o. Dehonie, powiedzieć coś o jego czasie i wreszcie sprawdzić też, czy jego postać wzorowego „apostoła awangardy” (Mondrone) zachowuje swą aktualność po dzień dzisiejszy. Od razu uwzględniam przy tym całą wagę decyzji papieża Jana Pawła II, żeby przedstawić Dehona jako wzór dla wszystkich wierzących – decyzji, która stała się też przyczyną bliższą niniejszego wykładu. Chcę więc zastanowić się nad tym, czy żądanie Dehona, aby „przekształcać świat” – nie różniące się zresztą od żądania wielu innych świadków wiary, miłosierdzia, pobożności, a zatem także, na płaszczyźnie historycznej, świadków sprawiedliwości społecznej (polityków, robotników, zakonników, przedsiębiorców ) – zachowuje jeszcze znaczenie w naszych czasach i czy w związku z tym nasze czasy mogą stanowić obszar, w którym utopia chrześcijańska zawarta w owym żądaniu ostatecznie się odsłoni. Myśli takie wyłaniają się wyraźnie, kiedy zastanawiamy się nad tym, jaką wagę papież Jan Paweł II przywiązywał do szczególnego nauczania poprzez „egzempla” świętych i błogosławionych, które on sam przedstawiał, nie szczędząc cytatów. „Należy uznać – powiedział w jednym z wywiadów prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, kard. José Saraiva Martins – że Jan Paweł II z ogłaszania nowych świętych i błogosławionych uczynił autentyczną i stałą formę ewangelizacji i nauczania”. W tym właśnie szczególnym nauczaniu mieści się powołanie religijne i misyjne o. Dehona.

3. Ślady długiego życia

Mówiliśmy o „przekształcaniu świata”: było ono dążeniem wielu – także o. Dehona, który swym długim życiem (82 lata) dawał znakomity jego przykład. Trzeba jednak też powiedzieć, że owo „przekształcanie” dokonuje się nie w jednym akcie oczyszczenia, ale w heroizmie codzienności i dzielenia się – jakkolwiek nie można nie doceniać wpływu chwili albo różnych chwil historycznych na ludzkie wybory życiowe. Z pewnością, długi tok dziejów przeżytych przez o. Dehona dostarczył mnóstwo takich chwil zarówno jemu samemu, jak i wielu osobom, które spotkał i które wraz z nim chciały pogłębić depozyt wiary oraz poddać się próbom służby, modlitw i posłannictwa.

Leone Dehon urodził się 14 marca 1843 r. w La Cappelle en Thiérache na północy Francji, w diecezji Soissons, w której, jak napisał Martina, „tylko pięć procent mężczyzn i mniejszość kobiet obchodzi Święta Wielkanocne”. Był pierwszym dzieckiem zamożnej rodziny o wyraźnych korzeniach arystokratycznych. Jego ojciec, Giulio, który skłaniał się ku liberalizmowi i ostro sprzeciwiał się wyborowi kapłaństwa przez syna, postarał się o to, aby nazwisko De Hon „uczynić mieszczańskim”, łącząc je w jeden wyraz w celu (bojaźliwość albo swobodna decyzja – nie wiadomo dokładnie) ukrycia szlacheckiego pochodzenia. Ale nie będę opowiadał życiorysu, także z tego względu, iż mamy do czynienia z człowiekiem, który pozostawił po sobie tyle wspomnień, że nawet jego biografowie nie zdołali ująć ich w syntezę; wyobraźmy więc sobie, czy teraz ja mógłbym tego dokonać. W historiach „założycieli” często spotyka się taką ilość wspomnień. Z wszystkimi zastrzeżeniami sądzę, że należy je rejestrować jako oznaki silnej samoświadomości, które z kolei hagiograficzny styl zapisu uwypukla w takiej mierze, iż grozi to zdeformowaniem obrazu ich historycznego kontekstu; tymczasem kontekst ten, jeśli zostanie prawidłowo odtworzony, lepiej ujawnia decyzje i dokonania głównych bohaterów.

Dehon przez całe życie pisał dziennik, a prócz niego pozostawił wielką ilość notatek i korespondencji; do tego należy oczywiście dodać całą twórczość dziennikarską i bibliograficzną (właśnie mare magnum). I tutaj zaryzykuję twierdzenie, że ogrom bezpośredniej dokumentacji dotyczącej jego życia, zamiast okazać się korzystny, ostatecznie stał się obciążeniem w trudnej procedurze bliskiej już beatyfikacji Dehona. Ale o uznawaniu świętości w naszej epoce powiem kilka słów później.