8. Dystans ludu

W końcu sytuacja ulega zmianie. Dzieje się to w tym momencie, w którym o. Dehon – jak wspomina Frediani – nawiązuje kontakt z biedotą z pewnych dzielnic, gdzie jak uznał, trzeba było działać. Oto słowa założyciela: „Staliśmy się lękliwi i małoduszni i zatraciliśmy prawdziwe pojęcie naszych obowiązków. […] Już nie działamy. Byliśmy, nie wiedząc o tym, skażeni liberalizmem politycznym, liberalizmem ekonomicznym, liberalizmem moralnym. Błąd duszpasterstwa blokował drogę Kościoła”. Odtąd cytaty można by przytaczać w nieskończoność; zaproponuję z nich tylko kilka. Pisze Dehon: „My wzgardliwie się wycofaliśmy. Sprawy potoczyły się źle dla ludu: jego wolności polityczne zostały zagarnięte przez króla, jego prawa gospodarcze – przez arystokrację finansową. Księża nie wzbudzali już ducha sprawiedliwości i miłości do słabych w życiu społecznym, lecz poprzestawali na udzielaniu sakramentów tym, którzy chętnie je przyjmowali. Lud odstręczał się od religii, która nie czuwała już nad jego interesami, i uważał księży za wspólników ciemiężycieli; wielu – to gorzka konstatacja – rzeczywiście takimi było, przynajmniej dlatego, że zachowywało milczenie”. „Trzeba, aby Kościół umiał pokazać, że nie tylko jest zdolny kształtować dusze pobożne, lecz także ustanawiać panowanie sprawiedliwości, której pragną ludy. Trzeba więc, by ksiądz poświęcił się nowym studiom i nowym dziełom”. I jeszcze: „[…] ludzie nie przychodzą już do nas – my musimy iść do nich. […] Trzeba studiować, aby wiedzieć, i trzeba wiedzieć, aby nauczać. Trzeba zwłaszcza studiować te kwestie społeczne, które się postrzega jako nowe i które zawsze musiały być studiowane w Kościele. […] My nie możemy zadowalać się przeciętnością”. Nacisk na obowiązek wyrażony w wielokrotnym „trzeba”, w pełni odzwierciedla etyczny wymiar tego pobożnego intelektualisty, wezwanego przez życie (i, jak zobaczymy, przez papieży) do przeprowadzenia kwadratury koła, to znaczy połączenia duchowości z działaniem. To zaś pojmuje on jako zarówno osobistą konieczność, jak i istotną charakterystykę swojej kongregacji: „Powołania kapłanów Najświętszego Serca – pisze w Dyrektorium duchowym – nie sposób pojąć bez życia wewnętrznego”. To jest właśnie owa „ jedność życia”, która w wypowiedziach o. Dehona uprzedza to, co zostanie później ogłoszone w postanowieniach Soboru Watykańskiego II (warto tu przypomnieć o ważnym doświadczeniu: młody ksiądz Dehon pracował w Rzymie jako stenograf języka francuskiego podczas Soboru Watykańskiego I; poznał wówczas kard. Gioacchino Pecciego, późniejszego Leona XIII – tego samego, który zachęcił go później nie tylko do głoszenia jego encyklik społecznych, lecz także do tego, by stał się ni mniej, ni więcej tylko jego „fonografem”). Zresztą uważał on i napisał do swoich księży, że „Bóg nie wie, co ma począć z naszą wiedzą i naszymi dziełami, jeśli nie ma naszego serca”.

9. Przywrócić utraconą miłość

Właśnie pośród tych myśli o. Sorge – który oprócz tego, że ma pasję polityczną i społeczną, przez którą dał się po trosze poznać wszędzie, zawsze wyraża publicznie i prywatnie jakąś wzniosłą refleksję o kapłaństwie – zauważa: „Nie sposób powiedzieć czegokolwiek na temat o. Dehona, nie odnosząc się na wstępie do jego nadzwyczajnej czci dla Najświętszego Serca. Całe życie, pisma, dzieła założyciela dehonianów są tą czcią dosłownie przesycone”. „Dla mnie – wyznaje o. Dehon w swym dzienniku – jest to jedyna ścieżka, która pozwala mi kroczyć nieco prędzej. […] To jest moje życie. To jest moje powołanie”.

Ale jest pewien istotny fakt, który pozwala pojąć ową „jedność życia” w pozornym rozdzieleniu wymiaru duchowego i „gorliwości społecznej”. Fakt ten ma swoją nazwę i datę, a jest to nazwa i data czasopisma. Nagłówek brzmi „Le Regne du coeur de Jesus dans les âmes et dans les sociétés”, data zaś to styczeń 1889 r. – zapewne nieprzypadkowo 100-lecie wielkiej rewolucji francuskiej. Warto w tym miejscu przytoczyć pierwszy artykuł wstępny, „nasz program”. Początek tytułu tego periodyku – przodka obecnego dwutygodnika „Il Regno”, który wytrwale i często odważnie towarzyszy włoskiemu Kościołowi od 50 lat – nawiązuje do tego, co jest piękną i dobrą prowokacją, a mianowicie do słów, które wypowiedział Jezus, objawiając się św. Małgorzacie Marii Alacoque: „Ja będę królował. Będę królował pomimo wszelkich przeciwności”. „Takie było proroctwo naszego Pana. […] Taki musi być charakter tego królestwa. Powstało ono dawno i wciąż się rozrasta; my zaś będziemy zawsze powiadamiać o każdej jego zdobyczy i każdym jego dokonaniu. Musi ono wrastać i rozszerzać się dokładnie tak, jak Kościół… Nie może też obejmować tylko poszczególnych dusz, ale musi ogarniać całe społeczeństwa”.

Rok wcześniej papież Leon XIII przyjął Dehona na audiencji, zalecając mu – o czym już wspomnieliśmy – aby głosił jego encykliki. Jest to więc czas silnych motywacji, a połączenie tego, co duchowe, z tym, co społeczne, jest pełne energii, i wkrótce dochodzi do punktu rozstrzygającego, o którym czytamy w wypowiedzi Angelo Narducciego o Dehonie z 1978 r.: „Wyrażenia, które znajdujemy w jego pismach – tak pisał ówczesny dyrektor «Avvenire» – dzisiaj mogą śmieszyć albo nasuwać myśl o integralizmie Dehona, o swego rodzaju sakralnym eksperymencie z królestwem chrześcijańskim. Ale jeżeli ktoś potrafi czytać, abstrahując od stylu związanego z kulturą epoki, ten pojmie prawdziwe znaczenie intencji Dehona, które i dzisiaj jeszcze zachowują swą wartość”. Oto tamte słowa: „Tylko Serce Jezusa może przywrócić ziemi utraconą miłość. Tylko On potrafi na nowo zdobyć serca mas, robotników i młodzieży”.

10. Czas bezbożności

Jeśli chodzi o język i anachroniczne pojęcia króla i królestwa, całkowicie obce wszelkiej myśli współczesnej, to chciałbym podać przykład o wiele nam bliższy. Vittorio Bachelet często mówił o „królewskości” i o ile dobrze pamiętam, jego rozumowanie kończyło się mniej więcej tam, dokąd docierał w swym dyskursie Dehon. Są to pojęcia, które oczywiście należy na nowo zrozumieć w powiązaniu z nowym humanizmem. Chodzi zatem nie o „restytucję” przywilejów z dawnej przeszłości, dzisiaj już bezużytecznych, ale o pełne odbudowanie oblicza ludzkości zniekształconego przez bezbożność. Tutaj właśnie odnajdujemy ową pietas; uprzednio zostawiliśmy ją na stronie, a teraz jawi się ona jako szczególny środek do zaktualizowania pojęcia, które w przeciwnym razie mogłoby, tak jak „świętość”, pozostać na peryferiach naszej teraźniejszości. Jak pisze Yves Ledure w swej książce Profilo spirituale di padre Dehon, przesłanie o. Dehona „jest skierowane do wszystkich tych – a w szczególności do duchowieństwa – którzy rozpaczają i są zagubieni. Dehon pragnie nakreślić wizję przyszłości w tym społeczeństwie, które odrzuca swoje chrześcijańskie odniesienia. Próbuje on znaleźć sposób ewangelizowania tego społeczeństwa tak, jak ono się tworzy. […] Chrześcijańska oryginalność polega właśnie na wskazaniu tych obszarów (duchowego i społecznego), które aż do tamtej pory ignorowano”.

I tutaj losy Dehona łączą się z losami wielu innych pionierów katolicyzmu społecznego: biskupów, abbés démocrates, świeckich (w XIX w. po raz pierwszy określono rolę laikatu w Kościele), kobiet i mężczyzn, założycielek i założycieli zakonów i zgromadzeń religijnych (dla przykładu dwa nazwiska – Francesca Cabrini i Jan Bosco, których Dehon spotkał w Paryżu), a wreszcie tych robotników z „France du Travail”, którzy swymi pielgrzymkami do Rzymu – pisze Aubert w Nuova storia della Chiesa – „utwierdzili Leona XIII w przekonaniu, że nadszedł czas, aby wystąpić oficjalnie”. I tak w rzeczywistości się stało, i nadszedł ten symboliczny etap, którym było ogłoszenie encykliki Rerum novarum 15 maja 1891 r. Tekst ten, chociaż był długo przygotowywany, nie odznaczał się nadzwyczajną oryginalnością. „Wielu chrześcijan w latach 80. wieku XIX – pisze Eamon Duffy – mówiło rzeczy znacznie bardziej przenikliwe i stymulujące. Ale fakt, że to następca Piusa IX powiedział takie rzeczy, był naprawdę rewolucyjny” (proboszcz z książki Georges’a Bernanosa powiadał, że wszyscy mieli wrażenie, jak gdyby ziemia zatrzęsła się im pod stopami). Dehon także tym razem okazał się wiernym interpretatorem myśli papieskiej; najpierw wespół z innymi, a później samodzielnie pracował nad przygotowaniem chrześcijańskiego podręcznika społecznego (1894), który doczekał się wielu wydań i przekładów (edycja włoska ukazała się z przedmową Giuseppego Toniolo). „W tej książce, tak jak i w innych – pisze o. Benedetto Caporale – Dehon przedstawia się nie jako twórca jakiejś szkoły, ale raczej jako niestrudzony animator, zatroskany o to, żeby wykładać i rozpowszechniać społeczne nauczanie Kościoła, a w szczególności papieża Leona XIII”.

11. Papieże Dehona

Należy tu przypomnieć kilka splotów wydarzeń, które sprzyjały bezpośredniemu kontaktowi o. Dehona z papieżami. Sławny biskup Dupanloup postarał się dla niego o audiencję u Piusa IX. Był to czerwiec 1865 r.; podówczas 22-letni Dehon tak opisuje to wydarzenie w swoim dzienniku: „Był wieczór, około szóstej… Opowiadałem mu o mojej pielgrzymce do Ziemi Świętej, o moim powołaniu, o niepewności dotyczącej miejsca moich studiów. Polecił mi francuskie seminarium w Rzymie. Jego decyzja była zgodna z moimi upodobaniami”. Ponadto kiedy Dehon był stenografem na soborze, dość dobrze poznał Gioacchino Pecciego, który następnie został papieżem i przyjął go kilka razy. Pius X znacznie różnił się od swego poprzednika, z którym Dehon tak dobrze się rozumiał, a jednak to właśnie on zatwierdził konstytucje Zgromadzenia Kapłanów Najświętszego Serca. Na audiencji, która poprzedziła to zatwierdzenie, Pius X wysłuchawszy Dehona, wziął kartkę i napisał: „Chcę, aby ta sprawa posunęła się naprzód i została uporządkowana”, a następnie powiedział mu: „Nie obawiajcie się, otrzymacie zatwierdzenie”.

Przez wiele lat przyjaźnił się z Benedyktem XV. Kiedy Giacomo Della Chiesa był jeszcze arcybiskupem Bolonii, nie tylko przyjmował kleryków dehoniańskich do swojego seminarium, lecz także przyznał Dehonowi siedzibę przy ulicy Nosadella, gdzie i dzisiaj mieszczą się redakcje różnych tytułów wydawnictwa dehonianów. Już jako papież Benedykt udzielił wielu audiencji swemu staremu przyjacielowi – który z pewnością docenił decyzję o kanonizacji (13 maja 1920 r.) Małgorzaty Marii Alacoque. U Piusa XI Dehon miał niewiele audiencji, m.in. ze względu na swój wiek.

Na koniec należy powiedzieć, że w trakcie starań o otwarcie pierwszego domu dehonianów w Albino (Bergamo), Dehon poznał mons. Angelo Roncallego, który podówczas był sekretarzem bpa Radiniego Tedeschi.

12. Demokracja i przekształcanie świata

Ale na tym trzeba zakończyć, wiedząc o tym, że pominęliśmy wiele bardzo ważnych elementów, takich jak misje (rozpoczęte w Ekwadorze w 1888 r.) i wraz z nimi wiele innych rzeczy, począwszy od kryzysu modernistycznego (do którego czyni ogólnikową aluzję Frediani, zastanawiając się, czy milczenie Dehona „nie wynikało z formalnego zakazu, różnego od słów, które wyszły z ust wielkiego Leona”). Jednak streścić długie i pracowite życie człowieka, który napisał bardzo wiele, a mimo to utrzymywał, że „jeśli dobrze jest mówić, to jeszcze lepiej jest działać” – jest dla mnie rzeczą niemożliwą. Starałem się naświetlić pewne strony osobowości tego „szczególnego świadka, a może nawet głównego bohatera dziejów Kościoła drugiej połowy XIX w. i pierwszej ćwierci wieku XX” (Ledure), pozostawiając w notatkach wiele pomysłów i tematów do dyskusji. Spośród wielu z nich przytoczę tylko jeden, w charakterze zakończenia.

„Ruch demokratyczny – powiedział Dehon w czasie jednej z konferencji – został wywołany naturalnym wyniesieniem klas niższych, które chcą mieć swój udział we władzy politycznej i gospodarczej, oraz częstymi nadużyciami różnych władz: monarchii, arystokracji, pracodawców. Przyszłość demokracji jest pewna. Jej panowanie nastąpi za naszym przyzwoleniem albo przeciwko nam. Jeżeli jednak chcemy, aby królował Chrystus, trzeba, aby nikt nie wyprzedził nas w miłości do ludu”. Te słowa mają sto lat, a dzisiaj wydają nam się pełne optymizmu. Jesteśmy bowiem świadomi – a ostatnie dokumenty papieskie (mam na myśli zwłaszcza Centesimus annus z 1991 r.) pomagają nam to stwierdzić – że demokracja, którą zaledwie 15 lat temu z całym spokojem określaliśmy jako „spełnioną”, dzisiaj, w gmatwaninie władz globalnej i sfragmentaryzowanej ponowoczesności, jest wystawiona na „istotne” niebezpieczeństwa, jak to powiedziano na niedawnym XLIV Tygodniu Społecznym Katolików Włoskich w Bolonii. Nie jest jednak błędem sądzić, że Kościół, proponując swoje „egzempla” – jakim dzisiaj jest nasz o. Dehon – może przynieść jeżeli nie ziszczenie, to przynajmniej jakieś przybliżenie chrześcijańskiej utopii „przekształcania świata”.

Tłum. Barbara Bogacka, Paweł Borkowski