Rozmowę z Piotrem Różkowskim przeprowadziła Katarzyna Chapman-Kłusek.

Sobotni, mroźny poranek. W spokojnej miejscowości podwarszawskiej Suchy Las można napić się smakowitej kawy w towarzystwie ciekawego przedsiębiorcy i porozmawiać o Bożych pracownikach.

Przywitał mnie właściciel firmy spawalniczej Factory-Serw, pan Piotr Różkowski. W sporej hali, w której zostały umieszczone maszyny spawalnicze, widać rozpoczęte projekty. Na stołach poukładane metalowe bryły, zębatych kształtów formy, rurki, walce i siatki.

W tak surowym, industrialnym otoczeniu znalazło się miejsce na przytulne biuro, gdzie spokojnie można porozmawiać o biznesie i duchowości.
W biurze oczy przykuwają ikony i wizerunki Matki Bożej, pośród certyfikatów „Uczciwego pracodawcy” i małego krucyfiksu. Święte insygnia umieszczone w centralnym miejscu, dyskretnie spozierają na całe biuro.

Z niejakim dystansem i życzliwością, pan Piotr opowiada o swoim biznesie, o ludziach, których zatrudnia, o przemianach swoich i otoczenia, jakie na jego oczach dokonują się przez pracę, jak i swojej relacji z Bogiem, która to wszystko wypełnia.

Spawanie i przedsiębiorstwo Pana Boga

Praca jest dobrem człowieka — dobrem jego człowieczeństwa — przez pracę bowiem człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, a także poniekąd bardziej „staje się człowiekiem”. Święty Jan Paweł II, Papież

– Jak się prowadzi własny biznes spawalniczy w tych czasach?

– Właściwie dobrze, mamy bardzo dużo zapytań i nowych projektów, firma się rozrosła, choć nie mogę powiedzieć, że osiągnęliśmy stabilną pozycję. Naszymi produktami są głównie specjalistyczne urządzenia i konstrukcje ze stali nierdzewnej. Często otrzymujemy bardzo duże zamówienia od międzynarodowych marek.

– Czyli nie ma na co narzekać?

– W ogólnym wymiarze to prawda. Notuję wzrost obrotów sprzedaży o 600% więcej niż na początku. Dynamika jest ogromna. Jednak wrażliwą stroną tego biznesu jest fakt, że do każdego projektu musimy ponosić ogromne inwestycje, własny wkład finansowy i czasowy. Jakiekolwiek opóźnienia procesów i procedur po stronie klienta, sprawiają, że zainwestowane środki spłacą się również z opóźnieniem, a ludziom trzeba płacić i utrzymywać całą firmę. Czasami działamy na granicy opłacalności, bywają chwile zwątpienia, czy uda się zamknąć wszystko w terminie.

– Z jakimi problemami boryka się Pan od strony klientów?

– Z mojego punktu widzenia są to głównie obowiązujące procedury korporacyjne i unijne. Oczywiście są one potrzebne i stanowią często o bezpieczeństwie pracy, niemniej niektóre z nich doszły do absurdów uniemożliwiających czasami realizację projektów. Czasem muszę niemalże zdobywać pozwolenie na wykonanie otworu w ścianie i okazać certyfikaty jakości na kołki rozporowe… To powoduje liczne opóźnienia we wdrażaniu projektu, przy czym przed wdrożeniem ponoszę określone koszty, które do momentu realizacji są praktycznie zamrożone.

– Sporo zmartwień. Jest Pan osobą wierzącą, czy czuje Pan pomoc w trudnościach, specjalną opiekę?

– Ten biznes powstał, ponieważ Pan go powołał i pobłogosławił.

Wszystko zaczęło się parę lat temu na roratach. Wraz ze wspólnikiem Michałem w roku 2015 rozważaliśmy założenie biznesu. Właściwie jednak nie mieliśmy ani pewności, ani przekonania, że powiedzie się nam i ma to sens. Najbliżsi odradzali mi własną działalność. Otoczenie wróżyło raczej czarny scenariusz tego przedsięwzięcia, twierdząc, że w Polsce nie da się prowadzić uczciwego interesu. Część środowiska przedsiębiorców jednak wspierało i motywowało mnie do podjęcia decyzji. W tak niejednoznacznym przekonaniu zwróciłem się do Pana. Modlitwa roratnia zaowocowała pewnością, że ten biznes może mieć sens. W czasie Świąt Bożego Narodzenia podjąłem decyzję. Po dwóch miesiącach miałem firmę i wiarę w jej sens, choć zleceń jeszcze nie było. Pojawiły się dopiero w marcu.
Jednak myślą przewodnią i duchem, który mnie prowadził, nie były pobudki finansowe, przyświecała mi raczej idea wszczepiona przez Jana Pawła II o potrzebie tworzenia dobrego środowiska pracy.

– Większość z nas pracuje po prostu dla pieniędzy. W Pana firmie również stanowią one o jej dalszej egzystencji.

– Pieniądze są jednym z elementów prowadzenia tego biznesu, na równi z usługami, towarami. Nie są jednak celem tego przedsiębiorstwa. Owszem są one środkiem, przez który realizujemy plany i sprzedaż. Jeszcze raz podkreślę, że celem i fundamentem firmy jest tworzenie dobrego środowiska pracy. To jest misja tej firmy i to realizujemy.

Zwątpienia i upadki

Jednocześnie często borykam się z ryzykiem finansowym. Jak wcześniej wspomniałem, niektóre inwestycje opóźniają się i często pojawiają się zwątpienia, czy zainwestowane pieniądze się zwrócą. Czasem dopadają mnie kryzysy i dręczą pytania. Zawsze jednak kieruję się z tymi trudami do Boga. Zawsze też otrzymuję odpowiedź we Mszy Świętej czy też poprzez różne wydarzenia. Przez to także buduje się moja wiara, że jest to biznes Pana Boga i nie żądzą w nim pieniądze, ale Jego wola.

– Msze święte są punktem zwrotnym? Pan Bóg dociera przez nie ze swoją wolą?

Tak, to prawda. Początek tej firmy, jak i wszystkie większe zmiany, wyjścia z kryzysów najczęściej przychodzą po uczestnictwie we Mszy Świętej, oddaniu dźwiganego ciężaru Panu Bogu.

Ogromny udział w wychodzeniu z „zakrętów” ma również moja rodzina, szczególnie żona. To ona często jest pierwszą osobą, która widzi moje zapętlenie w pracy. Mam na myśli to, że często biorę na swoje barki ciężar całej odpowiedzialności za pracę, ludzi, projekty. Chociaż mnie to przerasta, próbuję sprostać wszystkim przeciwnościom losu. Mocuję się i czasem przegrywam. W tej walce są momenty, w których zapominam, że jedyną siłą jest Bóg i Jego wola, nie moja.
Moja żona zna mnie najlepiej, czasem widzi więcej niż ja sam. To ona mnie nawraca, wycisza i wskazuje na konieczność poważnej rozmowy z Bogiem. A ta najpełniej odbywa się właśnie na Mszy Świętej.

W Eucharystii znajduję ukojenie, odpoczynek, nabieram pewności w Bogu, przytulam się do Jezusa, szepczę mu o moich problemach, On zawsze znajduje rozwiązanie.

Ludzie

– Zatrudnia Pan pracowników nie patrząc na ich przeszłość? Jakie ma to dla Pana znaczenie?

Właśnie po to jest to przedsiębiorstwo, dla ludzi, aby się odnajdywali w życiu, zmieniali się, a ja razem z nimi.

W ramach projektu „Od nowa” współpracujemy z fundacją „Sławek”, to otwiera nam drogę do pozyskania pracowników, którzy mają szansę odnaleźć nową drogę zawodową i społeczną. Na początku odbywają u nas trzymiesięczny staż, później mogą zostać zatrudnieni na umowę o pracę. Najczęściej zostają.
Rzeczywiście przeszłość naszych pracowników nie jest przeszkodą. Każdy ma szansę i możliwość zmiany.

Z mojej perspektywy otoczenie wpływa na ludzi, kształtuje ich. Wśród naszych pracowników są ludzie „po przejściach”, którzy mieli na koncie przestępstwa, kradzieże. W naszej firmie jeszcze nie zdarzyło się nic podobnego. Ci sami ludzie, ale w nowym środowisku zachowują się stosownie do niego.
Mamy pracownika, który po jakimś czasie znalazł pracę swoich marzeń, w idealnej lokalizacji, blisko domu. Po kilku tygodniach wrócił tutaj, przedkładając środowisko pracy, jakie tu tworzymy, ponad komfort i realizację planów.

Jest wśród nas chłopak, który po wyjściu z zakładu karnego odnalazł tu swoje nowe życie. Damian obecnie sam daje świadectwo tego, że można dokonać radykalnych zmian, zerwać ze środowiskiem, które ciągnie w dół, a na swoje utrzymanie zarabiać ciężką, uczciwą pracą.

Relację Damiana można obejrzeć na Youtube. Jestem z niego dumny, sprawia, że moja praca i ta działalność mają sens oraz świadectwo, że Bóg i dobro zwycięża.

Boża pedagogika

– Słuchając Pana relacji, mam wrażenie, że zasadniczym celem Pana działania jest kształtowanie przestrzeni pracy i ludzi w tym środowisku. Czuje się Pan odrobinę nauczycielem i mentorem?

Rzeczywiście chcę, aby w firmie panowała atmosfera, w której ludzie mogą się bezpiecznie rozwijać. Ciekawe, że pracownicy to twardzi mężczyźni, jak mówiliśmy często ze sporym bagażem doświadczeń, ale będąc tu, nie przeklinają. Pilnują się.
Nigdy nie spisywałem zasad panujących w firmie, nie pouczam, kto jak powinien się zachowywać. Jednak te zasady po prostu tu funkcjonują i ludzie ich przestrzegają.

Niemniej jednak mam poczucie, że wszyscy tu są po trochu jak moje własne dzieci. Czasem muszę z kimś porozmawiać i upomnieć. Niekiedy jednak sam potrzebuję wsparcia i pracownicy mi go udzielają.

Zatrudniając ludzi, nie pytam, jakiego są wyznania, nie ma to znaczenia. Ale sam będąc wierzący, prezentuję zasady i normy, w które wierzę. Myślę, że do jakiegoś stopnia wpływa to na ludzi.

Czasami kiedy wiem, że chłopaki mieszkają z partnerkami bez ślubu, trochę po męsku, ale krótko mówię im „Co ty z obcą kobietą mieszkasz? Może się ożeń po prostu”. Z tego mojego gadania mamy już dwa małżeństwa, trzecie będzie w kwietniu. Tak, w jakiejś mierze czuję, że Bóg powołuje mnie do bycia wychowawcą.
Z drugiej strony faktycznie uczestniczę w prowadzeniu dodatkowego projektu, dotyczącym rzeczywistej edukacji dzieci. Jestem w małej części współtwórcą Niepublicznej Szkoły Wyspa JP II, gdzie realizujemy program szkoły podstawowej i gimnazjalnej w duchu wychowania katolickiego. Od września ruszamy z pierwszą klasą liceum. Szkoła mieści się w budynku przy ulicy Radzymińskiej w Warszawie, drugi odział od września ruszy na Bródnie. Obecnie uczy się u nas około 50 dzieci, w tym mój najstarszy syn.

Uczymy oczywiście wszystkich przedmiotów i wymagamy tak jak inne szkoły, jednak kadra nauczycielska to ludzie wierzący, kierujący się dobrymi wartościami, co wpływa znacząco na podejście do uczniów i nawiązywane relacje.

Olbrzymie znaczenie mają również wyjazdy, dwa razy w roku weekendowe rekolekcje, zielone szkoły, co jakiś czas zajęcia z rodzicami w formie spływu kajakowego, wyjścia na łyżwy itp.

Ta szkoła do tego stopnia integruje ludzi, że absolwenci z poprzednich lat jeżdżą dalej na nasze rekolekcje, pomagają przy organizacji tych wyjazdów, odwiedzają szkołę w czasie uroczystości, a czasem po prostu wpadają porozmawiać.

Uczniowie utworzyli własną grupę modlitewną, która spotyka się na terenie szkoły raz w tygodniu, także prowadzą ją absolwenci.

Mógłbym jeszcze dużo o mówić o szkole, o tym, jak przemieniła moje dziecko ze zbuntowanego nastolatka z kompleksami, w radosnego, otwartego i pewnego siebie młodzieńca. Ale to już chyba temat na inną rozmowę.
Myślę, że ten cytat oddaje sens tego, o co mi chodzi w życiu:

Jeżeli dziś mówimy o świętości, o jej pragnieniu i zdobywaniu, to trzeba pytać, w jaki sposób tworzyć właśnie takie środowiska, które sprzyjałyby dążeniu do niej. Co zrobić, aby dom rodzinny, szkoła, zakład pracy, biuro, wioski i miasta, w końcu cały kraj stawały się mieszkaniem ludzi świętych, którzy oddziaływują dobrocią… Jan Paweł II – 16.06.1999 Nowy Sącz

Zobacz także: