Jednym z najpilniejszych problemów, które stoją dzisiaj przed Kościołem i przed każdym chrześcijaninem, jest kwestia przekonującego uzasadnienia teologicznego potrzeby i wartości zaangażowania społecznego, kulturowego i politycznego ze strony wierzącego, a w konsekwencji natury, stopnia i sposobów włączenia wiary w rzeczywistości ziemskie. II Sobór Watykański słusznie podkreślił: „Ten rozdźwięk pomiędzy wiarą, którą wyznają, a życiem codziennym, jakie wielu prowadzi, należy zaliczyć do poważniejszych nieprawidłowości naszych czasów” (KDK nr 43).

Być powołanym w świetle Biblii oznacza codziennie przeżywać dar życia, ukierunkowując je na cel, którym jest trwałe życie z Bogiem, aby dojść do wiecznej wspólnoty z Nim w niebie. Zachodzi więc konieczność wyeliminowania zarówno „rozdźwięku”, o którym mówi sobór, jak i wszelkiego dualizmu, który nawet jeśli nie wprowadza wprost takiego rozdźwięku, to jednak nie sprzyja nadawaniu wartości chrześcijańskiej i zbawczej codziennemu życiu, a zwłaszcza wszelkiej pracy zawodowej, którą wykonujemy. Zasadniczym zadaniem pozostaje więc dla chrześcijanina odkrycie wzajemnej więzi między wiarą i zaangażowaniem w sprawy świata, które ustawi jego życie w perspektywie jedności i jedyności jego powołania.

Jak bardzo dramatycznym problemem przed II Soborem Watykańskim było spójne uzasadnienie zaangażowania w sprawy świata przez chrześcijanina, pokazuje osoba i pisma francuskiego uczonego i myśliciela Pierra Teilharda de Chardin. Jego przypadek miał charakter emblematyczny, dlatego też wyraźnie odzwierciedla ogólną sytuację zamieszania i podziału wewnętrznego, której doświadczało bardzo wielu chrześcijan. Ówczesny wierzący często był napominany, że nie może być dobrym obywatelem miasta ziemskiego, ponieważ – na mocy wiary – jego prawdziwe obywatelstwo nie łączy się z tym światem, skoro uważa go za przejściowy. Nie może on – uzasadniano – podjąć w pełni wymagań, coraz bardziej wymagających i absorbujących, dotyczących budowania miasta ziemskiego, gdyż to miasto, nawet jeśli nie całkowicie, to jednak w bardzo szerokim stopniu pozostawało bez znaczenia dla logiki wiary. Sam chrześcijanin cierpiał z powodu trudności uzgodnienia między horyzontem wiary i nadziei eschatologicznej oraz horyzontem jego przynależności do świata, z ciężkim poczuciem podziału wewnętrznego, którego dowodziły liczne przejawy odnotowane w kronikach katolicyzmu przedsoborowego.

Pewna więź między wiarą i światem w chrześcijaństwie oczywiście zawsze istniała i została teoretycznie opisana przez wcześniejszą teologię. Jednak wykorzystywano do tego przeważnie kategorie etyczne, które posłużyły do przedrozumienia tego ujęcia teoretycznego. Jednak teraz okazały się one już dalece niewystarczające. Wiara zajmowała się rzeczywistościami ziemskimi „w perspektywie grzechu” (ratione peccati). Działania ziemskie były uważane okazję do zbierania zasług, głównie na gruncie zmagania się z niebezpieczeństwem grzechu. Duchowość świeckiego zaangażowanego w sprawy świata pozostawała zasadniczo duchowością prawości moralnej w sensie bardzo zawężonym. Właściwie wszystko sprowadzało się do prawej intencji, która spełniała zasadniczo rolę porządkującą i ukierunkowującą ludzkie działanie. W takim ujęciu niknęły poszczególne ludzkie działania i ich wartość. Celem życia ziemskiego było więc osiągnięcie „rzeczy ostatecznych”. Chociaż jest to właściwy cel ludzkiego życia, to jednak zbyt jednostronnie podkreślano jego transcendencję, co wynikało z niedostrzegania ciągłości między historią i życiem wiecznym, a tym samym owocowało dychotomią między tymi dwoma rzeczywistościami. Takie ujęcie miało oczywiście za sobą długą tradycję chrześcijańskiej nieufności w stosunku do świata, a także zawężonej interpretacji samych źródeł biblijnych związaną z określonym kontekstem historycznym, który wskazywał na potrzebę nowego odczytania tych źródeł, w sposób wolny od tych uwarunkowań. Wierzący, który działał w rzeczywistości ziemskiej, potrzebował, by rzeczywiście na poważnie podjąć swoje zadanie, wiedzieć, czy zostanie zachowane na wieczność nie tylko „działanie – operatio”, lecz również „dzieło – opus” (jak mówił Teilhard de Chardin), czyli to, co człowiek osiąga i do czego dochodzi przez swoje działanie.

Trzeba było na nowo i z większą uwagą na znaki czasu zdefiniować relacje zachodzące między eschatologią i historią, między miastem ziemskim i Jeruzalem niebieskim, a więc także między wiarą i codziennym życiem, pokazując wzajemną zależność i łączność tych rzeczywistości. Tylko takie ujęcie może wskazać drogę do przełamania wspomnianego wyżej „rozdźwięku”, a zatem i głębszego wprowadzenia wiary w codzienne życie chrześcijanina i jego zaangażowania w sprawy świata.

II Sobór Watykański podjął ten temat w konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes. Ta kwestia znacząco wpłynęła na ujęcie i sformułowanie całego tego dokumentu soborowego, nawet jeśli jej bezpośrednie ujęcie jest zawarte zasadniczo w rozdziale trzecim. Punktem wyjścia dla sformułowania propozycji soborowej jest tajemnica wcielenia Syna Bożego: „Słowo Boże, przez które wszystko się stało, Ono, które stało się ciałem i zamieszkało na ziemi, wkroczyło w historię świata jako doskonały Człowiek, przyjmując ją w Siebie i tworząc na nowo” (nr 38).

Na mocy wcielenia cała historia ludzka stała się historią Chrystusa, a więc historią zbawienia. Nie można już nawiązywać do idei historii paralelnej: historii świeckiej i odrębnej od niej historii świętej, jakby te dwie historie były sobie obce i nie spotykały się ze sobą. Jak historia świecka i historia zbawienia przenikają się dogłębnie ze sobą w Chrystusie, tak mają dogłębnie przenikać się także w życiu każdego chrześcijanina. Jego życie, z tym wszystkim, co ono przynosi, jest miejscem i drogą wiary rzeczywiście prowadzącej do spotkania z Bogiem. Sobór naucza więc: „Ustanowiony Panem przez swoje zmartwychwstanie, Chrystus, któremu została dana wszelka władza na niebie i na ziemi, przez moc swojego Ducha działa już w sercach ludzkich, nie tylko budząc pragnienie mającego nadejść świata, lecz przez to samo również ożywiając, oczyszczając i umacniając te szlachetne pragnienia, dzięki którym rodzina ludzka stara się uczynić własne życie bardziej ludzkim i całą ziemię podporządkować temu celowi” (nr 38).

Motywacja takiej zależności zostaje wyjaśniona w dalszej części wykładu soborowego. Jeśli przyszły świat pozostaje w pewnym sensie transcendentny w stosunku do pozytywnych objawów historycznego zaangażowania człowieka, to równocześnie pozostaje on w wewnętrznej ciągłości z dobrymi owocami tego zaangażowania: „Wówczas, po pokonaniu śmierci, dzieci Boże zostaną wskrzeszone w Chrystusie, a to, co było zasiane w słabości i zniszczeniu, przyoblecze się w nieśmiertelne; kiedy trwać będzie miłość i jej dzieło, całe to stworzenie, które Bóg stworzył ze względu na człowieka, zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia” (nr 39).

Łączność i ciągłość między historycznością i transcendencją stała się możliwa dzięki odwołaniu się do kategorii „przemiany”, która w gruncie rzeczy jest kategorią zmartwychwstania. Praca zmierzająca do wyzwolenia świata z wielorakich zniewoleń, aby objawić sprawiedliwość i braterstwo, by dowartościować godność człowieka, nie tylko jest zasługą, która otwiera dostęp do Królestwa niebieskiego, lecz również „budulcem” tego Królestwa (por. nr 38). Staje się więc rzeczywistą częścią tego, co ma się objawić na końcu czasów zarówno w odniesieniu do historii powszechnej, jak i do każdego poszczególnego wierzącego. Życie ludzkie nie jest oderwane od wieczności, ale wieczność staje się jego wypełnieniem.

Więź łącząca wiarę i historię nie ma już tylko natury moralnej, lecz głównie naturę zbawczą i eschatologiczną. Zaangażowanie historyczne wierzącego staje się poważniejsze od zaangażowania tego, kto wierzy tylko w historię immanentną, to znaczy zamkniętą w sobie. Odpowiedzialność w stosunku do historii jest w sposób bezpośredni odpowiedzialnością w stosunku do Królestwa Bożego. Ulega zmianie cała perspektywa, w której sytuuje się zaangażowanie chrześcijanina i w której realizuje on swoje powołanie. Wszystko, co łączy się z życiem ludzkim, nabiera wydatnie charakteru pozytywnego, jakby domagając się dalszego rozwoju i troski, gdyż tylko w ten sposób urzeczywistnia się również autentyczne dzieło wiary.

Nawet jeśli takie ujęcie nie pozwala na wyprowadzenie w sposób bezpośredni konkretnych wyborów historycznych z treści wiary, to jednak stawia te wybory, których dokonuje i będzie dokonywał człowiek, w odpowiedniej perspektywie, nadaje im nową motywację i przypomina, że całe życie wierzącego ma być konsekwentnie poddawane weryfikacji w świetle zasad chrześcijańskich. Nikt nie może już lekceważyć codziennego życia, nie może wyłączyć żadnej jego dziedziny z potrzeby weryfikowania w kategoriach chrześcijańskich, a zwłaszcza nie może ograniczać swego powołania do wybranych działań bądź czynności, które spełnia w ciągu dnia. Całe życie ma być chrześcijańskie, a wtedy także całe będzie realizacją życiowego powołania. Otwiera się droga do przełamania „rozdźwięku” między wiarą i powszednim życiem wierzącego. Całe życie i każde zaangażowanie ziemskie wpisuje się więc w perspektywę wiary i wymaga przeżywania w takiej perspektywie.

To rozwiązanie, jakkolwiek piękne i inspirujące, po soborze przeżyło pokusę integryzmu, który redukcyjnie utożsamia Królestwo Boże z jego przejawami historycznymi. Łączność wiary z zaangażowaniem w sprawy świata nie może prowadzić do utożsamienia tego zaangażowania z Królestwem Bożym. Byłoby to zbyt proste, ale i zbyt niebezpieczne. Tak łatwo można by zapomnieć o samym Bogu pośród spraw tego świata i ubóstwić niektóre działania i formy zaangażowania chrześcijańskiego. Dzisiaj sytuacja uległa zmianie. W obliczu kryzysu rozmaitych mesjanizmów ziemskich, na przykład marksizmu, pojawia się pokusa odcieleśnionego spirytualizmu. Zaangażowanie w swoich spektakularnych formach, propagowane choćby w Polsce, nie sprawdziło się i nie widać rezultatów, które miało ono przynieść. Z tego powodu rozpowszechnia się ucieczka w sferę czystego ducha, która dystansuje się od działania i zaangażowania w sprawy tego świata, wychodząca z założenia, że przecież i tak nic się nie zmieni. Wyraża się ona między innymi w niebezpiecznym sprowadzaniu wiary do sfery duchowej, a nawet tylko myślowej. Prowadzi to do nowego typu „rozdźwięku” między wiarą i życiem w świecie. Wobec tego typu pokus orędzie soborowe z konstytucji Gaudium et spes pozostaje wciąż aktualne i inspirujące.