W Wielki Piątek zmarła Dorota Rusek, uczestniczka talentowych spotkań w Dębicy, wielu pielgrzymkowych i turystycznych wypraw, jeden z bezcennych duchowych filarów naszego Duszpasterstwa. Przeżyła Wielki Post w wielkim cierpieniu, ale otoczona czułą opieką i modlitwami najbliższych oraz wielu przyjaciół. 24 kwietnia byliśmy świadkami wspaniałego pogrzebu osoby, która – jak to ujął kaznodzieja podczas Mszy Świętej – całe życie szukała Boga i odnalazła Go po etapie pracy i cierpienia. Stopniowo jednoczyła się z Jezusem przez modlitwę, ciężką pracę, służbę rodzinie i wspólnocie Kościoła, a na ostatnim etapie przez ciężką chorobę.

Co sprawiło, że w na pogrzeb „naszej Dorotki” (tak mówiliśmy o niej w gronie przyjaciół) przybyło kilkaset osób, które ze wzruszeniem modliły się i słuchały świadectw o zmarłej? Jestem przekonany, że uczestnicy uroczystości zdali sobie sprawę ze straty, jaką nagle ponieśli. Zaczęli tęsknić za osobą skromną i niezwykle pracowitą, która swoją obecnością zawsze wnosiła radość, pokój i dobroć. Dopiero na pogrzebie można było publicznie opowiedzieć o wielu jej cichych ewangelicznych zaangażowaniach, docenić jej talenty i umiejętność prowadzenia firmy. Żyjąc Ewangelią, nie chciała, aby czynione przez nią dobro było nagłaśniane. Wystarczało jej, że może siać ziarna dobra, jako wierny zarządca darów otrzymanych od Boga.
Pragnę serdecznie podziękować wszystkim członkom naszego Duszpasterstwa, którzy w ostatnich miesiącach modlili się za Dorotę, pomagali jej i wzięli udział w pogrzebie. Poniżej wspomnienie Krystyny Głodzik o zmarłej, które zostało odczytane na cmentarzu w dniu pogrzebu.
Kochana Dorotko!
Przed laty Bóg połączył nasze drogi życiowe w liceum medycznym w Mielcu. Chociaż od czasów szkolnych mija 35 lat, to nasze przyjaźnie klasowe przetrwały do dzisiaj. Razem przeżywałyśmy radości, ale i wszystkie smutne, a czasem bolesne chwile w naszych rodzinach.
Dziś spotykamy się, aby Cię pożegnać – pełni wdzięczności Bogu za dar Twojej osoby i za wszelkie dobro, jakiego doświadczyłyśmy dzięki Tobie, Dorotko. Nie pracowałaś długo w zawodzie pielęgniarki, bo po tragicznym i szybkim odejściu do Pana Twojego ukochanego męża Jurka, musiałaś przejąć jego obowiązki w firmie. Był to bardzo trudny okres dla Ciebie, ale – jak sama mówiłaś – czerpałaś siłę i moc od Jezusa Zmartwychwstałego. Mocno przylgnęłaś do Maryi, nie rozstawałaś się z różańcem i wiem, jak bardzo celebrowałaś nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca.
Od Ciebie można było uczyć się prawdziwej pokory, której tak nam wszystkim potrzeba. Szczególnie dało się to odczuć na szlaku pieszej pielgrzymki na Jasną Górę.
Dorotko! Tak wielu pielgrzymów z Siedemnastki przyszło dziś na Twój ostatni odcinek ziemskiego pielgrzymowania. Towarzysz Ci też nasza ulubiona bł. Karolina z Zabawy, gdzie każdego 18. dnia miesiąca rozważałyśmy Drogę krzyżową szlakiem męczeństwa bł. Karoliny.
Dorotko! Obdarzałaś mnie – koleżankę z ławki szkolnej – wielkim zaufaniem. Dziękuję Ci za to. Powierzałaś wiele tajemnic i dziś pragnę podzielić się tym, że miałaś poważny zamiar wyjechać na misje. Uczyłaś się języka, ale Bóg przygotował dla Ciebie inną misję, lepszą. Nagle wśród zupełnego zdrowia przychodzi choroba i cierpienie. Na swoim łóżku szpitalnym zostawiłaś Dorotko świadectwo swojego życia.
Znalazłaś się w hospicjum cierpiąca, ale spokojna, bez lęku. twój syn, Twoja siostra i ja drżeliśmy przy Twoim łóżku, a Ty przycisnęłaś do piersi figurkę Jezusa Nazareńskiego, którą wzięłaś ze sobą, zamknęłaś oczy, ale pod powiekami wyraźnie było widać, że Twoje oczy patrzą w niebo i mówią: tak, Panie, jestem gotowa. Po dwóch dniach byłaś już po zabiegu tracheotomii w Zakopanem. Mówienie było już niemożliwe, ale Ty usilnie starałaś się synowi przekazać coś ważnego. Nie mógł zrozumieć, wymieniał różne sprawy, ale Ty przeczyłaś swoim wzrokiem. Wtedy zadzwonił do mnie, prosząc o pomoc, ufając, że może ja będę wiedzieć, o co mamie chodzi. Powiedziałam mu, aby przekazał jej, że odmawiam za nią przypadającą jej tajemnicę Róży różańca rodziców za dzieci. Była wtedy tajemnica cierniem ukoronowania. Po kilku minutach Arek oddzwania. Tak, to była ta ważna sprawa, a na twarzy matki pojawił się błogi uśmiech i popłynęły łzy. To nie przypadek, że na trzy kolejne miesiące choroby przypadły jej kolejne tajemnice bolesne: cierniem ukoronowanie (luty), dźwiganie krzyża (marzec) i śmierć Pana Jezusa (kwiecień).
Ten biały różaniec, okalający dziś Twoją trumnę, uwity z żywych kwiatów przez dziewczyny z twojej kwiaciarni, jest symbolem naszej żywej i ciągłej modlitwy różańcowej, której byłaś częścią. Odkąd znalazłaś się w szpitalu, pielęgnowałam Twoją Różę, a od dnia dzisiejszego zadanie to powierzyłam Twojej siostrze Alinie. Przyjęła je z wielką radością. Arku wraz z żoną Agatką – jesteście otoczeni nieprzerwaną, codzienną modlitwą różańcową.
To nie przypadek, że pan powołał Cię w Wielki Piątek. Żyłaś razem z Chrystusem, umarłaś razem z Chrystusem i zmartwychwstaniesz razem z Chrystusem.
Pani Anno, matko Dorotki, Arku wraz z żoną Agatką, Alinko! Macie wspaniałą córkę, matkę i siostrę. Proszę wszystkich, zamieńmy łzy rozpaczy – te ziemskie – na łzy radości, choć wiem, że jest to trudne, ale możliwe, bo miłość na śmierć nie umiera.
Dorotko! Do zobaczenia.
Twoja przyjaciółka Krystyna