Maciej Osuch

Krzysztof przez 20 lat był pracownikiem, a przez ostatnie 5 lat jest samodzielnym przedsiębiorcą. Na myśl o zatrudnieniu pracownika dostaje gęsiej skórki i czuje się nieprzyjemnie. Spytacie Państwo: dlaczego?

Krzysztof jako pracownik stosował różne sposoby na uprzykrzenie życia swoim pracodawcom. Między innymi:
• brał zwolnienia lekarskie z byle jakiego lub bez powodu,
• symulował pracę,
• wykorzystywał czas pracy do załatwiania swoich prywatnych spraw,
• wykorzystywał majątek firmowy do prywatnych celów bez wiedzy właściciela,
• nie szanował majątku firmowego (wiecie Państwo, jaki samochód osobowy wyjedzie na krawężnik o wysokości 20 cm? Jeśli nie wiecie, to Wam powiem – służbowy),
• w przypadku braku zajęcia nie był zainteresowany informowaniem o tym szefa,
• nie rozumiał problemów pracodawcy, bo „co go to obchodziło”,
• posiadał „wiecznie” roszczeniową postawę,
• itd…

Okazuje się, że taka postawa jest nadal aktualna. Krzysztof jest już trochę starszy, sam jest przedsiębiorcą, który obecnie współpracuje z zaprzyjaźnioną firmą w ramach różnych ciekawych projektów. Firma ta oddelegowała do pracy z Krzysztofem swojego pracownika, młodego człowieka o imieniu Marek. Krzysztof co jakiś czas słyszy różne uwagi wypowiadane przez niego.

Pewnego razu, gdy wspólnie skończyli pracę o 16.40, Marek powiedział:
– Gdyby szefowa zapytała, o której skończyliśmy, powiedz, że o 17.00, bo inaczej musiałbym wracać do firmy.
– Ty mów, co chcesz, ja w swoim harmonogramie napiszę tyle godzin, ile pracowałem – odpowiedział Krzysztof.

Innym razem, gdy pracowali w siedzibie firmy (szefowe Marka były obecne i siedziały w sąsiednim pokoju), Marek powiedział do Krzyśka:
– Poczekajmy jeszcze kilka minut. Zamówiłem dziewczynom taksówkę. Wyjdziemy, jak odjadą. Zawsze to lepiej wygląda.

Kolejnym razem Marek rzekł:
– Wiesz, Krzysiek, wczoraj przyszedłem do firmy o 18.00, jak szefowe już wychodziły. Były zdziwione, że przyszedłem pracować tak późno.
– A przyszedłeś pracować? – zapytał Krzysztof.
– Nie, przyszedłem przepisywać swoją pracę dyplomową, ale się nie przyznałem, bo tak dobrze wyglądało – dodał.
– Nie zatrudniłbym cię na etat – powiedział Krzysztof.
– Dlaczego? – zapytał Marek. – Przecież nie kłamałem. Nie pytały mnie o nic.
– Ale wiedziałeś, że pomyślą sobie, iż pracujesz dla ich firmy nad czymś, czego nie dokończyłeś wcześniej – zreasumował Krzysztof.

Marek lekko się zaczerwienił i nic nie odpowiedział.

 

***

 

Kto nas tak zepsuł i kiedy? I kto nas dalej psuje? Przeszliśmy do fazy gospodarki wolnorynkowej, a mentalnie jako pracownicy tkwimy w poprzednim układzie: w czasach tzw. komuny, która wyprała ludziom mózgi. Co krok na ulicy, w autobusie czy w tramwaju słychać hasła roszczeniowe typu „należy się”. Co się należy i komu? Kiedyś pracownikowi za bierność, mierność i wierność należały się wczasy pod gruszą, jakieś przywileje socjalne i stabilna, niewysoka pensja na przeżycie do emerytury, jeśli ktoś nie „zapił”. Te czasy jednak bezpowrotnie minęły. Pozostały jednak mentalność – roszczeniowa, cwaniacka, i kombinatorstwo.

Na zasadnicze pytanie nadal brak odpowiedzi: Gdzie są albo gdzie się podziały nasze zasady? Dopóki Krzysztof był pracownikiem, nie rozumiał pracodawcy, tak jak najedzony nie rozumie głodnego, jeśli sam wcześniej nie zazna uczucia głodu. Jeśli ktoś mówi, że rozumie, to jest to tylko czcze gadanie. Krzysztof pamięta, jak kilka razy w życiu zrobił sobie głodówkę. Krótką, bo tylko dwudniową, ale jednak. Dopiero po tym doświadczeniu zaczął rozumieć, co to znaczy być głodnym. Otoczenie stało się wówczas dla niego jakby czarno-białe. Utracił możliwość postrzegania świata w kolorach. To było dziwne przeżycie.

To zrozumienie nie miałoby jednak aż tak wielkiego i decydującego znaczenia w żadnej ze sfer życia, gdyby zarówno pracodawcy jak i pracownicy kierowali się jasnymi zasadami. A dla katolików (jest ich przecież póki co większość w naszym kraju) te reguły są banalnie proste. Dziesięć przykazań i złota zasada postępowania – „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy” (Mt 7,12). Tak więc nawet nie rozumiejąc swoich problemów, a przestrzegając tych prostych zasad zarówno pracodawcy, jak i pracownicy mogą współpracować na zasadach wzajemnego poszanowania swoich interesów.

Czasami spotyka się również i inne postawy.

Rafał zadzwonił do swojego kolegi Józefa o godzinie 15.00 i prosił go, by oddzwonił do niego za dziesięć minut. Józef był w pracy do godziny 18.00 i nie miał przy sobie telefonu komórkowego. W firmie zaś była ustalona zasada, że podczas nieobecności szefa pracownicy nie używają telefonu firmowego do prywatnych celów.

– Mogę do ciebie oddzwonić dopiero po 18.00 – powiedział Józef
– Dlaczego tak późno? – zapytał Rafał.
– Bo takie są zasady ustalone w firmie – odpowiedział.
– Przecież wiem, że jesteś w tej chwili sam. Nie macie bilingu, nikt się nie dowie – przekonywał Rafał.
– Ja będę wiedział – krótko odpowiedział Józef i Rafał czekał na informację do godziny 18.00, kiedy to jego kolega z automatu telefonicznego przekazał mu ją.

Czy nie uważacie jednak Państwo, że dziwny jest ten Józef? Może kapuś albo frajer. A może głupol. Postawy takie jak jego są coraz rzadsze. A może nie są? Tylko się o nich nie mówi, bo wstyd jest w środowisku uchodzić za głupola.

I tak jak to podkreślam w swojej książce Uczciwi inaczej, aby rozwiązać jakikolwiek problem, należy zacząć pracę od podstaw, czyli od siebie. Żadne metody pośrednie nie przyniosą trwałego rozwiązania. Będzie to tylko kolejne udawanie. Należy zacząć jasno i otwarcie mówić o nurtujących sprawach, czy jest to wygodne czy nie, czy jest to w środowisku dobrze odbierane czy nie, czy tracimy na popularności, czy tracimy wreszcie dotychczasowych tzw. przyjaciół czy też nie. Jeśli zaczniemy tak postępować, to damy następnym pokoleniom szansę życia w normalnym świecie, w którym wspomniane zasady nie będą już znacznym odchyleniem od normy społecznej i pozyskamy nowych przyjaciół, którzy myślą podobnie jak my.

Na koniec pragnę zaprosić Państwa w kolejnych artykułach do dalszej wspólnej przygody odkrywania samego siebie, odkrywania nowych związków międzyludzkich na różnych płaszczyznach. Czasami jest to trudne przeżycie, ale w konsekwencji daje dużo radości i wewnętrznego spokoju. Żona i ja traktujemy to jako przygodę i podróż do wnętrza siebie, a podróże w takiej czy innej formie bardzo lubimy.

___________
Maciej Osuch – informatyk (ukończył studia na AGH w Krakowie), konsultant systemów zarządzania jakością, propagator poprawy jakości i zdrowego stylu życia, pasjonuje się zagadnieniami związanymi z psychologią zmian.