O. Leon Jan Dehon

Karol Klauza

O. Jan Leon Dehon Założyciel Sercanów
szkic biograficzny

OD AUTORA
KORZENIE

KU KAPŁAŃSTWU
ŚLADAMI CHRYSTUSA ROBOTNIKA
KOLEGIUM I ZGROMADZENIE
CONSUMMATUM EST
ZMARTWYCHWSTANIE
„ABY ŻYCIE MIELI…”
BRAT PRZECIW BRATU
DLA CHRYSTUSA


CONSUMMATUM EST

W rok po złożeniu ślubów zakonnych przez Ojca Założyciela, w 1879 roku, Zgromadzenie liczyło już 14 członków. Rozwijało się. W otrzymanym od Boga charyzmacie wynagradzającej ofiary dla bliźnich, doskonaliły się kolejno dusze, wrażliwe na krzywdę i cierpienia społeczne. W uzyskanym domu w Fayet, powstało w 1882 roku małe seminarium Zgromadzenia. Niewystarczalność środków materialnych powodowała, że była to prawdziwa szkoła ubóstwa zakonnego. Konieczność życiowa sprawiała, że przyszli Sercanie żyli tu na sposób ubogiej, okolicznej ludności. Podobnie jak w rodzinach robotników, ubrania chłopców przechodziły ze starszych na młodszych. Wspólnota żyła jednak w radości i zrozumieniu trudnych początków. Ożywiało ją pragnienie postępu w życiu duchowym i troska o należyte sprawowanie liturgii. Ona była w centrum zainteresowań.

Tymczasem nad Zgromadzeniem zaczęły zbierać się czarne chmury, budzące troskę Księdza Dehona. Polityka państwa wyraźnie stawała się nieprzychylna Kościołowi. Po dekrecie z 1880 roku, kasującym zakony męskie we Francji, Założyciel przygotował poza jej granicami, w Sittard, miejsce na ewentualne wygnanie. Intuicyjnie wyczuwał niebezpieczeństwo, pomimo, że jeszcze w 1882 roku udało mu się założyć dom w Lilie, dla studiujących tam kleryków. Prawdziwe zagrożenie miało powstać tam, gdzie się tego najmniej spodziewał.

Krótko po złożeniu ślubów Ksiądz Dehon ciężko zachorował. Lekarze nie dawali mu więcej niż sześć miesięcy życia. Wraz z nim mogły skończyć się, niedojrzałe jeszcze do samodzielnego życia oba Dzieła: Kolegium Świętego Jana i Zgromadzenie. To właśnie w tamtych dniach kryzysu dokonało się to, co do dziś zastanawia biografów Założyciela. W jego życie została wpisana wielkoduszna, dobrowolna, zastępcza ofiara siostry Marii od Jezusa — Służebnicy Najświętszego Serca. Życie za życie, swoista forma „świętych obcowania”, którą Bóg zaakceptował zupełnie. Przyjął- tę ofiarę wcześniej niż się spodziewano. Siostra Maria chciała 15 miesięcy, by przygotować się rozważaniem kolejnych tajemnic różańcowych. Odeszła w sierpniu 1879 roku — w miesiącu tajemnicy ukrzyżowania. Tajemnice chwalebne miały stać się jej udziałem inaczej niż przewidywała.

Ksiądz Dehon odzyskał zdrowie. Był przekonany, że otrzymał nowe życie i nie chciał go źle wykorzystać; pragnął okazać się sługą godnym otrzymanej łaski. Wtedy Bóg wprowadził go w nowe doświadczenie, w oczyszczającą próbę wierności ślubowi żertwy ofiarnej. Na tym ołtarzu poświęcenia miał złożyć najdoskonalszy owoc swojego życia — Zgromadzenie.

Zaczęło się właściwie od sytuacji w niższym seminarium w La Fayet. Gdyby zastosować do niej reguły o rozeznawaniu duchów św. Ignacego Loyoli, można by przyjąć, że był to najsłabszy punkt w strukturze Zgromadzenia. Funkcję dyrektora Założyciel powierzył księdzu Captier, ze względu na jego uprawnienia prawno-pedagogiczne. Był to kapłan wykształcony, nieco egzaltowany. Wcześniej, w 1869 roku, zatrzymano mu nawet święcenia kapłańskie, które ostatecznie otrzymał w 1874 roku. Do Zgromadzenia Oblatów Najświętszego Serca Jezusowego wstąpił w 1879 roku. Od czasu objęcia funkcji w domu w Fayet, zaczął podawać się za adresata objawień anielskich, które miały modyfikować Konstytucje Zgromadzenia. Sam zresztą przygotował taką ich wersję, która uwzględniała zarówno jego prywatne objawienia, jak i objawienia s. Marii od św. Ignacego. Dopóki sprawa miała charakter prywatny, pozostawała w kompetencji Założyciela. Ksiądz Captier jednak dość nieroztropnie uważał za stosowne przejść do realizacji swych wyobrażeń o Zgromadzeniu. Prowadzoną przez siebie placówkę przekształcił w „szkołę anielską”, a wywołana w niej atmosfera przesadnej egzaltacji oznaczała odejście od pierwotnej duchowości Zgromadzenia i nadto groziła nadużyciami. Ksiądz Dehon próbował interweniować. Bezskutecznie. Formalnie sprawy dotarły do ordynariusza, a stąd do Reims. Ich waga, jak się okazało, przekraczała kompetencje miejscowych władz kościelnych. W 1833 roku dotarła do Rzymu. We wrześniu tego roku Ksiądz Dehon został wezwany do Wiecznego Miasta. Związany obowiązkiem zachowania tajemnicy, uczestniczył w powolnym umieraniu Zgromadzenia. Już był tego świadomy, bo widział, w jakim kierunku zmierza postępowanie prawników Kurii Rzymskiej. Musiał jednak, aż do grudnia, żyć samotnie z tą świadomością, w poczuciu niepewności, smutnego żalu — gdzieś na granicy rezygnacji i dojrzałego poświęcenia.

Rozstrzygnięcie nastąpiło 8 grudnia 1883 roku. Decyzją Rzymu gromadzenie traciło swą kościelną autoryzację, czyli przestało istnieć jako instytucja kościelna. Ksiądz Captier miał opuścić diecezję Soissons. To tylko najważniejsze z postanowień dekretu kasacyjnego.

Dla Księdza Dehona była to tajemnica ukrzyżowania i ofiarniczej śmierci Zgromadzenia, które słusznie mógł przyrównać do umiłowanego dziecka. On sam przypominał w tej chwili biblijnego Hioba. Nie wiedział przecież, że ofiara ta miała być analogią wydarzenia z życia innego bohatera historii zbawienia — Abrahama. Trzeba było bowiem mieć taką samą wiarę jak on, by w liście do biskupa napisać: „Pan nasz chciał tego Dzieła, a ja je zafałszowałem swoją niewiernością. Oddaję się w ręce Waszej Ekscelencji, prosząc o przebaczenie mego niedokładnego posłuszeństwa… proszę rozporządzać moją osobą”. To prawdziwe dehoniańskie „consummatum est”. Powtarzał teraz swoją postawą te same doświadczenia, które kiedyś dotykały jezuitów, franciszkanów. To była potrzeba oczyszczenia.