Eksperci Banku Światowego po raz kolejny opracowali raport „Doing Business” dotyczący swobody prowadzenia działalności gospodarczej. Polska zajęła w nim 70. miejsce, awansując o 3. pozycje. Przykładowo pozwolenie na budowę łatwiej jest uzyskać w 163 krajach, a w dziedzinie podatków zajmujemy 121 miejsce na 183 przebadane państwa.
Sprawa nie jest obojętna z punktu widzenia wartości moralnych, bo jak mówi przysłowie „okazja czyni złodzieja”. Inaczej mówiąc zewnętrzne uwarunkowania mają poważny wpływ na nasze zachowania. Uciążliwe procedury wymienione przez Bank Światowy, przewlekłość postępowań, niejasne prawo prowokują do działań nieetycznych, łamiąc sumienia ludzi chcących uczciwie prowadzić działalność gospodarczą…
Patologie polskiego rozwoju (fragment)
Europa. Magazyn Idei „Newsweeka”, nr 11/2010
Krzysztof Rybiński
Po pierwsze, zamiast budować państwo, opierając się na naszych aspiracjach i celach rozwojowych, zaczęliśmy je budować, opierając się na przepisach i procedurach. Konsekwencją takiego podejścia do funkcjonowania państwa było stworzenie hamulca rozwojowego w postaci przeregulowania gospodarki, szczególnie w momencie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Tę patologię określam jako dyktat formalizmu nad zdrowym rozsądkiem.
Według danych OECD Polska jest najbardziej przeregulowaną gospodarką. Sejm w swojej radosnej twórczości uchwala coraz więcej ustaw. W 1990 roku rocznik ustaw miał 92 numery i 547 pozycji (ustawy i rozporządzenia). W roku 2003, tuż przed wejściem do UE, przeżyliśmy apogeum, rocznik ustaw miał 232 numery i 3243 pozycje, bo dostosowywaliśmy prawo do unijnego, zresztą w bezmyślny sposób, dając urzędnikom znacznie większe możliwości zwiększania ich wpływów kosztem ograniczenia swobody gospodarowania, niż faktycznie wymagały tego dyrektywy unijne. Niestety, tak już zostało i w ostatnich latach roczniki ustaw mają po 230–250 numerów i 1600–1900 pozycji. Określam to zjawisko mianem biegunki legislacyjnej Sejmu. Pochodną jest konieczność zatrudniania dodatkowych urzędników, którzy muszą pilnować wykonania nowych przepisów. W 1990 roku w administracji publicznej było 159 tysięcy etatów, w 2010 roku już ponad 430 tysięcy.
Dodatkowo, z każdym rokiem coraz mocniej budujemy kulturę formalizmu, która niszczy przedsiębiorczość i zdrowy rozsądek. Emanacją tej kultury jest chociażby prawo zamówień publicznych oraz audyty zgodności z procedurami, prowadzone m.in. przez NIK, przy zupełnym braku audytów efektywnościowych i strategicznych. Nawet wdrożenie budżetu zadaniowego, który mógł wprowadzić kulturę efektywnościową do polskich finansów publicznych, zostało przeprowadzone w sposób potęgujący jedynie patologie, na co od dwóch lat bezskutecznie wskazuję w opiniach dla Sejmu – posłowie zajmują się jednak dopalaczami i na ważne sprawy nie mają czasu. Trwanie w kulturze formalistycznej powoduje, że akceptujemy bezsensowne, ale zgodne z procedurami wydawanie miliardów złotych z publicznych środków, natomiast łapiemy i piętnujemy tych, którzy naruszyli procedury, wydając niewielkie kwoty, mimo że wydatki miały sens biznesowy.
Państwo nie może dalej funkcjonować w ten sposób. Rosnąca liczba przepisów i urzędników powoduje, że prowadzenie biznesu w Polsce staje się coraz bardziej uciążliwe, co pokazują międzynarodowe rankingi i na co wskazują opinie przedsiębiorców. W niedawnej ocenie rządu Tuska przedstawiciel Business Centre Club, organizacji zrzeszającej przedsiębiorców, wystawił rządowi ocenę –259 punktów, w skali od –300 do +300. To jest szkolna pała. Miało być przyjazne państwo dzięki komisji Palikota, a jest nieprzyjazne draństwo, które zamiast służyć obywatelom i poprawiać jakość ich życia, nakłada na nich nowe obowiązki i czyni życie coraz bardziej uciążliwym. Gdyby urzędnikom płacono premie w zależności od stopnia zadowolenia obywateli z ich usług lub od skrócenia czasu załatwiania spraw, sektor publiczny funkcjonowałby o wiele lepiej i efektywniej. Takie zmiany trzeba przeprowadzić jak najszybciej.
W 1990 roku, stojąc w kolejce przed rzymskim urzędem, gdzie wydawano pozwolenia na stały pobyt, zobaczyłem grupkę zdezorienotwanych obcokrajowców (chyba z Kanady i USA), którzy przyszli po ten sam dokument, co ja. Nie wiedzieli, że większość z interesnatów stoi tam od piątej rano, by w południe dowiedzieć się czy dostaną pozwolenie czy też nie. Po raz pierwszy zderzyli się z machiną niewydolnej biurokracji, dlatego zrobiło mi się ich żal i wytłumaczyłem im, jak mają się zachować następnego dnia, by cokolwiek załatwić.
Sytuacja ta przypomniała mi się, gdy przeczytałem informację o wynikach raportu pt. „Doing Business” dotyczących Polski. Niestety, nadal naśladujemy najgorsze wzorce i w wielu dziedzinach Polska jest liderem w dziedzinie niewydolnej biurokracji. Przywołana scenka sprzed rzymskiego urzędu równie dobrze może powtarzać się w naszej ojczyźnie. Niejednokrotnie ma się wrażenie, iż nie tylko obcokrajowiec może się w różnych procedurach pogubić, a co gorsza nie wiadomo, kto może coś doradzić i pomóc (oczywiście nie biorąc pod uwagę tych, którzy przyjmują łapówki).
Przytoczone w raporcie dane mówią o fatalnym stanie naszego państwa, które jest niewydolne i nie jest przyjazne dla obywateli. Może dlatego wciąż serwuje się nam tematy zastępcze, by odwrócić uwagę od realnych wyzwań stojących przed ludźmi odpowiedzialnymi za stan państwa. Może dlatego człowiek odpowiedzialny dotąd za komisję „Przyjazne państwo” zajął się od kilku miesięcy zupełnie czymś innym, by ukryć swą niudolność.
Pozostajemy sami z wielkimi problemami. Stojąc w urzędach marnujemy nasz czas i energię, a co gorsza stajemy przed pokusą łamania wyznawanych zasad, by uzyskać wymarzone pozwolenie czy wiążącą odpowiedź od urzędnika. Mamy więc wiele do zrobienia. Może warto zastanowić się w gronie przedsiębiorców, jak skutecznie przeciwdziałać patologiom, które prędzej czy później zatrują życie każdemu z nas.
ks. Grzegorz Piątek SCJ
Po paru latach emigracji, przyszło mi wysłać pismo do Urzędu Skarbowego.
Wszedłem na odpowiednią stronę i szukałem adresu email. Znalazłem tylko numer telefonu centrali i udało się mi dodzwonić do sekretariatu.
Poprosiłem więc o adres emailowy ‚ale pani stwierdziła ‚że przyjmują tylko tradycyjną pocztę.Godzinę spędziłem na poczcie ‚żeby nadać polecony list i chyba znaczek kosztował 3 PLN.
To zdarzenie pokazuje mi w całości arogancję i dyletanctwo całego aparatu administracyjnego rządu i państwa polskiego.Dalej myślą kategoriami władza to MY a społeczeństwo to ONI. Nie myślą jesteśmy z Nich.Korzenie tego wg mnie sięgają grubej kreski Mazowieckiego, który niestety za-legitymizował starą nomenklaturę i borykamy się z tym do dziś. Nie wspominając o schizofrenii władzy w aspekcie Złodzieja Ubezpieczeń Społecznych — bankruta , którego nie może ruszyć żaden komornik.
Zastanawiam się ile jeszcze naszej energii, czasu , pieniędzy będzie potrzebne do posprzątania tej stajni Augiasza