Z Marią Grzesiakowską rozmawia Anna Jaworek

Rozpoczynamy?

W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Amen… Czym dla Ciebie jest modlitwa?

To oddech dnia codziennego.

Bardzo poetycko powiedziane.

Trochę fizjologicznie. Bez oddechu nie ma życia. Bez modlitwy też nie ma życia. Jest tylko wegetacja duchowa.

Modlitwa jest więc niezbędna do życia, jednym słowem obowiązkowa?

Nie odbieram modlitwy tylko jako obowiązku. To wielki dar moc porozmawiać ze swoim Stwórcą o sobie i świecie tak zwyczajnie, tak z serca do serca.

Skoro dar, to czy każdy go posiada, czy też jest to coś szczególnego, dostępnego na drodze doświadczenia życiowego?

Nie jestem teologiem. Zakładam, że każdy człowiek może – jeśli tylko zechce – nawiązać na swój sposób kontakt z Bogiem. Czasami jest to szczególny dar modlitwy, wielkie pragnienie, by być w nieustannym kontakcie z Panem. Myślę, że traktowanie modlitwy jako praktyki do wykonania, obowiązku do spełnienia to prawdziwy nonsens. Taka modlitwa niewiele daje. Nie pozwala oddychać, a nawet dusi. Buduje jakiś mur religijnego formalizmu oddzielający od Boga. A jeśli chodzi o doświadczenia życiowe – mogą nam bardzo w tym pomoc, ale mogą i przeszkodzić.

Dar modlitwy zobowiązuje też. Darami dzielimy się!

Najpierw musimy się ucieszyć tym, że zostaliśmy obdarowani tym wielkim pragnieniem szukania Boga we wszystkich wydarzeniach naszego życia, w dzień i w nocy, w pracy i podczas wypoczynku; pragnieniem niestrudzonego poszukiwania Boga zakrytego. Człowiek poszukuje Boga, ale i Bóg nie przestaje szukać człowieka. Jaka wielka radość budzi się, kiedy spotkają się dwie osoby intensywnie poszukujące się! To jasne, że ta radość udziela się innym, promieniuje na nich.

Modlitwa to trudny temat.

Nie tyle trudny, co bardzo osobisty. Modlitwa i rozważanie Pisma Świętego to najlepsze lekarstwa na problemy i bolączki naszego życia.

A jakie są problemy i bolączki przedsiębiorcy?

Zapewne jest ich wiele. Ale jednym z większych jest biurokracja, rosnąca w tempie zawrotnym papierologia, która już nie widzi człowieka i jego problemu, a tylko papiery i zmieniające się nieustannie paragrafy.

A jak sobie radzisz z biurokracją?

Przestałam się nią przejmować. Przecież to tylko papiery. Jaką one mają wartość wobec wieczności.

Ale w firmie ktoś musi się tym zajmować?

Zawsze podziwiam te osoby, które rzetelnie się tym zajmują i nie tracą cierpliwości w czasie wypełniania coraz „mądrzejszych” formularzy, tabelek itp…

A jak określiłabyś rolę przedsiębiorcy?

Przedsiębiorca- szef w firmie to człowiek, na którego wszyscy patrzą, od którego wszyscy czegoś oczekują. To taki mediator między Bogiem i ludźmi – pracownikami, klientami, kontrahentami na polu finansowym, ekonomicznym. Bóg obdarował go hojnie licznymi talentami, czasami wielką kasą, którą musi z jednej strony uczyć się dzielić z innymi, a z drugiej nieustannie uczyć się ją pomnażać i rozwijać swoją firmę.

Z wykształcenia jesteś filozofem. To dość nietypowe dla przedsiębiorcy. Skąd zainteresowanie biznesem?

Nie da się ukryć, że studia filozoficzne w kraju i za granicą zajęły mi prawie jedną czwartą mojego życia i odbijają swoje piętno na moim myśleniu i działaniu. Na szczęście nie był to jedyny kierunek, który dane było mi studiować i poznawać. Zainteresowanie biznesem to sprawa „genetyczna” sprzed 70 laty. W 1939 roku dziadek założył firmę produkującą dachówki, a mnie przypadło w udziale kontynuować tradycję trzech pokoleń od 10 lat. Obchodziliśmy niedawno małe jubileusze 70 lecia i 10 lecia.

Gratuluję! Czy firma, którą prowadzisz, jest firmą rodzinną?

Tak, to firma rodzinna. Pracujemy razem z bratem, siostrą i jej mężem. Ale wszyscy pozostali – rodzice i dzieci (czwarte pokolenie) – włączają się. Nasze rozmowy rodzinne często zaczynają się od betonu i kończą na betonie.

Jaka jest specyfika firmy rodzinnej?

Dla mnie osobiście jest to świadomość tego, że trzeba tę firmę przekazać kolejnemu pokoleniu i to w dobrej kondycji, żeby później nie narzekali na nas. Pracując w innych firmach, nie czułam tego.

A czas na filozofowanie?

Cudownym czasem na filozofowanie w tej branży jest zima, taka właśnie jak dziś, mroźna, -150C, oszroniona i słoneczna. To wspaniały czas na medytację i kontemplację w górach, do których dusza się rwie, oczy same wznoszą się ku górze do tego, co majestatyczne, tajemnicze, a serce pragnie rzeczy wielkich, czystych jak śnieg. Kocham zimę nie tylko dlatego, że z betonem mam spokój, ale też dlatego, że to szczególny czas z Panem Bogiem.

A czy masz jakąś ulubioną sentencję, życiowe motto?

Sentencję, motto wybieram z Liturgii Godzin lub Ewangelii na bieżący dzień i próbuję ją nosić w sercu przez cały czas. Dziś właśnie to Psalm 8: „O Panie, nasz Panie, jak przedziwne jest Twoje imię na całej ziemi! Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa. (…) Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło palców Twoich, na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?”.

Dziękuję za rozmowę.

[issuu width=720 height=441 backgroundColor=%23222222 documentId=111213153417-f6b49b0dce3a49769b5bd46203cf5116 name=talent-biuletyn_1_2010 username=duszpasterstwotalent tag=duszpasterstwo unit=px id=4601cf20-0544-edf3-e850-d1bcedeaefbd v=2]